Zwykły niezwykły dzień
Komentarze: 2
Więc tak...
Co to byłby za dzień gdybym nie zaspał? Ale dzisiaj miałem silne alibi. Oczywiście przed samym sobą. Mianowicie ustawiłem sobie telefon na 6.00 jak zwykle bo chciałem zdążyć do szkoły na 8.00. Wszystko pięknie gdyby nie to że mój telfon zawiódł mnie. Zawsze wyłączam dźwięk wieczorem, rano budzi mnie tylko jak alarm wibracyjny brzmi jak wiertarka na moim biurku. Miało tak też być i tego dnia lecz okazało się że kiedy telefon jest podłączony do ładowania to alarm wibracyjny nie działa... Tak więc do szkoły zawitałem w połowie matematyki (4 lekcja; lekcje tego dnia są skrócone). Na dzień dobry okazało się zę jest kartkówka, ale ja, dziecko szczęścia miałem szczęśliwy numerek więc byłem spokojny o swoją przyszłość z tego przedmiotu. Nie poszło mi za dobrze jak się można spodziewać... Potem angielski a na nim jakieś smęty, tak zwane srady-dupady czyli jak zrobić potwornie nudną lekcję z potwornie nudnej książki. Potem Polski, czyli jedyny przedmiot którego się bałem jak ognia, ale okazało się że idziemy na jakąś prelekcję o mowie potocznej!!!! Fajnie było, dowiedziałem się, że "zajrzeć w oko" w gwarze więziennej znaczy ' mieć stosunek homoseksualny'. Przyda się. Potem poszedłem z Jarkiem NA PAPIEROSA, a potem pojechałem do mojego brata do pracy, gdzie uaktualniłem bloga. Teraz znajduje się na: główna część, większość podstron na http://www.host.sk; sam blog czyli notki na http://www.blogi.pl a zdjęcie Walkera na http://www.webpark.pl. Mam nadzieję że będzie działać bezproblemowo. Potem od brata pojechałem na kółko filozoficzne z Patrycją i taką fajną nową nauczycielką od Polskiego w naszej szkole. Obyśmy z nią mieli w następnym roku... No a potem już pojechałem do domu na szybki obiad. Był bardzo dobry, podczas obiadu w końcu brat zauważył brak wina w lodówce -> patrz piątek. Muszę kupić jutro nowe... Potem pojechałem na korepetycje z fizykii. Nie nauczyłem się prawie niczego, ale przynajmniej razem z Panią stwierdziliśmy, że moja książka jest pisana nieludzkim językiem i stąd wynikają wszelkie problemy z tego przedmiotu. Mam nadzieję że tak jest i że uda mi się tego nauczyć. Bodaj bym sczezł gdybym nie miał tej nadziei. Po korepetycjach wróciłem do domu, zmyłem gary, napisałem na laptopie dwa programy, siadlem przed PC i to napisałem. AHA!!! No i przypomniało mi się jeszcze jedno, mianowicie, jadąc ze szkoły tramwajem 15 wyczułem w nim dziwny zapach, podobny do tego jaki panuje w barach szybkiej obsługi. No ale nic, pogodziłem się z tym faktem i jechałem dalej, dopóki na przystanku 'Kleczkowska' nie wsiadło chyba całe senatorium i zostałem zmuszony do zmiany pozycji na stojącą. Oparłem się o szybę motorniczego i dowiedziałem się co jest źródłem tak osobliwej woni... Otóż... Robił on sobie tosty!!! Tak, motorniczy, podczas jazdy, wyjmował sobie kanapki i po kolei kładł je na grzejniku rozgrzanym do czerwoności... Tylko mi ślina ciekła jak widziałem tę ucztę...
No to tyle. Do zobaczenia yutro.
Dodaj komentarz