Archiwum 12 stycznia 2004


sty 12 2004 Weekend i bonus
Komentarze: 3

Poniedzialek
O matko jedyna... Przez noc wszystko sie roztopilo i rano ze sniegu pod wplywem deszczu zrobil sie taki mokry twardy lod. Wstalem nie za wczesnie, ale bylbym sie spoznil okolo 10 minut na matematyke, ale kiedy zobaczylem ze przyjechala moja 15 nie moglem sie ruszyc bo kazdy krok grozil utrata moich sztucznych jak i prawdziwych zebow. No i nie zdazylem na przystanek (przejscie 200 metrow zajelo mi 3 minuty!). Potem kiedy dowloklem sie prawie na czworakach na przystanek przyjechala 8. Zaraz z 8 zobaczylem ze za nami jedzie K wiec sie przesiadlem bez jakichs wiekszych niespodzianek. W K tylko lalo mi sie na glowe z sufitu ale bylo znosnie. Kiedy wysiadlem z K, wiedzialem co mnie czeka. Na "chodniku" lod jak jasny gwint, wiec metoda kroczek za kroczkiem zblizalem sie do swiatel. W pewnym momencie zaczalem lapac rownowage na boku, przy jezdni. Gdybym zrobil wtedy choc krok wpadlbym pod auto, wiec musialem sie patrzec jak auto z predkoscia 60km/h wjezdza w kaluze. Pamietam ze szczegolnie zdenerwowalo mnie bloto sciekajace z twarzy. Potem wywalilem sie jeszcze tylko raz i juz zaszedlem caly mokry do szkoly. Na matematyke nie bylo juz co isc, zostalo jej gdzies tak 5 minut. Na druga poszedlem, bylo normalnie, potem geografia, normalnie, potem fizyka, a na niej wychowawcza zwiazana z samobojstwem naszej kolezanki. Potem polski... PJ sie spoznila troche, lekcja byla fajna, szybka, klarowna. No i dostalem 3 z wypracowania. Potem historia. O matko, ale sajgon zrobil. Cos czuje ze bedzie przykro na semestr. Jakos nie widze siebie w roli historyka. Nie przy tym gosciu. Nikt z klasy go juz nie lubi. Szkoda mi go czasem ale on az sam chce zebysmy nic caly rok nie robili. No i dostalem pale z odpowiedzi, teraz grozi mi pala na semestr jak dobrze (dla niego) pojdzie. Ale nie chce mi sie o tym pisac bo nie ma o czym. Po historii wf a na nim koszykowka, zdam z wfu, bedzie dop. ale zawsze dop. lepszy od ndst. Po wfie kolko fizyczne, na nim zdawalem termodynamike. Jestem boski (!) zgarnalem 11/16 punktow ze sprawdzianu co przelicza sie na ocene 3. Najlepsze jest to ze nie zrobilem tylko jednego podpunktu jednego zadania, za ktory bylo najwiecej punktow, a byl najkrotszy. Ale mam nadzieje ze zdam z fizykii. Musze zostac artysta, bo kariera naukowca nie dla mnie jest pisana. Tylko jakim artysta?! Moze bede zbieral niezywe zwierzatka, a potem walil nimi z procy do plotna, potem przejade po nich zaprawa murarska i dam nazwe "Krzyk ciszy". Co za bezsens. Wszystko to lipa, ale nie bojcie sie, na razie sie nie zabije. Jak mi przyjdzie na to ochota to zrobie to w taki sposob ze BBC bedzie o mnie mowilo. No a po fizyce wrocilem do domu, zjadlem obiad i tyle. Finito.

Niedziela
No wiec jak zwykle sie spoznilem. Tym razem na spotkanie z kuzynem, ktore mialo nastapic o 10.00 przybylem o 10.12. No ale nic, ta noc byla warta przedluzenia, tak dobrze nie spalo mi sie od dawna. Dzien byl piekny, bylo zimno, wszedzie snieg, a do tego slonce. Z kuzynem pojezdzilismy troche po miescie, pokazal mi swoj nowy aparat cyfrowy, potem pojechalismy na rynek gdzie byla WOSP, a tam spotkalismy pelno jego kolezanek, okazalo sie ze do jego szkoly chodzi dziewczyna o swojsko brzmiacym nazwisku Kaplon! I tez jest z Zakopanego! Nie ma to jak znalezc przez przypadek rodzine. Potem pojechalismy miedzy innymi do Korony gdzie spotkalismy naszego wspanialego rezysera - S. Melskiego z zona. No a potem pojechalem do domu, zjadlem obiad, poczytalem gazete i siadlem przed komputerem. Tyle.

Sobota
Wstalem gdzies tak po 9.00. Zjedlismy sniadanie, potem umylem szybko podloge i odkurzylem, potem mialem jechac do Jarka wiec tez pojechalem. U Jarka siedzialem troche na necie, ale nie za wiele rzeczy sprawdzilem (nie te ktore zaplanowalem). Ale za to wypilem troche nektaru i kawy i zjadlem cala czekolade Milka mleczna. Aha! No i rozwiazalem kilka testow seksualnych, oczywiscie we wszystkich wynik byl 3/3 - wysoki ;-) Potem Jarek rzucil haslo zeby jechac do Ster Century na "Return of the king", ale okazalo sie juz na miejscu ze sa tylko miejsca w rzedzie zaraz przed ekranem, a nastepny seans za godzine i 45 minut jest. Odlaczylem sie od radosnej grupy (Jarek, Jarek W., Tomasz K.) pojechalem do domu i zjadlem obiad. Po obiedzie pojechalem na spotkanie z kuzynem, w wejsciu do Galerii spotkalem Sylvie G., z ktora zamienilem kilka slow w czasie pol godziny, az do momentu kiedy nie przyszedl. Jak zwykle spedzilismy wieczor na wloczeniu sie po miescie bez wiekszego celu, ale bylo zarabiscie jak zawsze. :D I buty mialem przemoczone od lazenia w adidasach po sniegu przy Wroclawskiej Fabryce Domow przy Zernickiej [nie pytajcie czemu tam, ale to zadupie]. Odprowadzilem kuzyna, wsiadlem do tramwaju, przyjechalem i idac do domu spostrzeglem plamy krwi na chodniku. Okazalo sie ze jest to krew psa. Pol godziny szukalem wlascilela coraz to wiekszych kaluzy czerwonego, jeszcze cieplego plynu, ale niestety slady skrecaly prosto pod nogi grupce panow, ktorzy prawdopodobnie w ramach ekstatyczno-artystycznego uniesienia zmieniliby mi kolor twarzy na fioletowy i krzywizne mojego nosa na nieco inna niz jest, a za cale dzielo, w ramach zaplaty zadowoliliby sie moim siemensem sl45i. Ale bylaby siara z mp3 ktore tam mam... Potem wrocilem tramwajem do domu. Najlepsze bylo to ze minalem jakas pare jak szedlem za tymi sladami, a kiedy zrobilem kolko tramwajem i wrocilem do punktu wyjscia minalem ich znowu. Gosc sie na mnie dziwnie gapil. A potem w domu pouczylem sie troche chemii i poszedlem spac.

krzysztofkaplon : :