Komentarze: 2
Sroda
Wstalem wczesnie, wszystko zapowiadalo ze zdaze na chemie, ale na przystanku tramwajowym spotkalem tlum ludzi... Po okolo 20 minutach przyjechala 8-ka, podjechalem do dworca, tam poczekalem chwile na K i wsiadlem. O matko jak to sie wszystko wloklo... (miasto jest cale osniezone, jest PELNO sniegu wszedzie, tramwaje i autobusy jezdza jak chca). Na chemie oczywiscie nie zdazylem, ale nie z wlasnej winy. Potem wf na nim durna gra, potem dalej chodzilem jak nacpany, nie dzialo sie nic ciekawego, potem dopiero polski.... PJ Kuchcia [Pani Jadwiga Kucharska] ma nowy koncept : zameczy nas przez niepytanie. Nie spyta nikogo do konca semestru. Dla mnie i dla np. Jarka to dobrze, ale niektorym moze byc trudno... (Michal K.). Kiedy sie o tym dowiedzialem oczy moje sie rozesmialy i zyskalem dobry nastroj. Po polskim jeszcze wesoly niemiecki, klasowka z Wosu i zebranie kolka teatralnego. Potem mozolna jazda do domu, obiad i jazda na korepetycje. Spoznilem sie nieco a potem pomylilem autobus i wsiadlem do 145 zjezdzajacego do zajezdni. Jakis marian podszedl do kierowcy i spytal czy go nie wypusci z tego autobusu, tamten powiedzial ze nie, ale wypuscil, ja wyskoczylem za nim i uslyszalem od kierowcy cos niemilego... I wtedy stwierdzilem ze jade taksowka. Taksowkarz byl bardzo rzeczowy (nie jechalem Motyl Taxi tylko MPT), mowil konkretami o konkretach a nie wdawal sie w glupia dyskusje. I nie zapewnial mnie ze dojade napewno na czas. Od razu powiedzial ze nie zdazymy na 19.00. Spoznilem sie 4 minuty. Ale tez zaplacilem... Za takse 33zl, za korepetycje do 22 - 40 zl. Budzet sie kurczy, oj kurczy... No a po korepetycjach w nastroju neutralno-nacpanym wrocilem do domu.
Wtorek
O matko co za masakryczny dzien... Od razu po przyjezdzie w nocy z poniedzialku na wtorek sie nie wyspalem (z niedzieli na poniedzialek tez) co zaoowocowalo tym ze caly wtorek chodzilem jak nacpany, ale w negatywnym tego slowa znaczeniu. Wszystko mni meczylo, denerwowalo, w szkole nie chcialo mi sie z nikim gadac, gadalem same glupie rzeczy... No a sam wtorek rozpoczal sie pozytywnie bo zdazylem na angielski i dostalem plusa za list. Potem byl WoK a na nim klasowka, tragedia, moze bedzie trzy, nie wspomne tutaj o nieomylnym instynkcie pewnej osoby... Po WoKu geografia, na niej nudy, po geografi wychowacza, przemilczmy to. Po wychowawczej infa a na niej... sprawdzian, ale to jaki! Myslalem ze sie posram. Ale napisalem na 2 glownie dlatego ze bylem jak nacpany. Potem pomeczylem sie troche na kolku informatycznym, a potem pojechalem na spotkanie z kuzynem. Spedzilismy czas do okolo 21. Pod koniec kupilismy se chipsy serowe, matko jedyna jak to walilo, cale spodnie se nimi ufajdalem, a teraz smierdza mi serem... W domu bylem o 21.30.