Archiwum styczeń 2004


sty 27 2004 Two hot weeks
Komentarze: 2

Wtorek
Wstalem troche poznawo, pojechalem na angielski, na nim podyktowala nam jakis bzdurny opis Forresta Gumpa ktory byl amusing i tak dalej.. Potem WoK a na nim analiza obrazu Petera van Eycka- gosc jest zarabisty. Namalowal obraz wielkosci kartki A2. Byla to Madonna z Dzieciatkiem u jakiegos holenderskiego kupca. Ogolnie na pierwszym planie byly wspomniane osoby. Za nimi okno. Za oknem miasto. W miescie rzeka. Na rzece wyspa. Na wyspie miasto. I w tym miescie na wyspie, po zblizeniu bylo widac, jak ludzie wieszaja pranie, spaceruja i tym podobne. Niesamowite w sumie. Do tego gosc od woku mnie pocieszyl. Od kilku bowiem tygodni toczy sie we mnie walka: co jest wazniejsze : wyniki w nauce czy towarzystwo. Gosc od woku uspokoil mnie ze towarzystwo i od tego wszystko w przyszlosci zalezy. Fajnie. No a potem geografia a na niej analiza bezrobocia w polsce. Che che Dolnoslaskie razem z Wroclawiem lezy w polsce B bo ma bezrobocie 20% a ja jestem z Polski A, mieszkam oficjalnie w Zakopanem, ktore ma 10% bezrobocia. Ale na serio nie ma sie z czego smiac, sam sie boje o prace, kto dzisiaj sie tego nie boi. Nic tylko 1 maja samolot do Londynu i zostac zmywaczem garow w restauracji. Moze sie uda. Albo jeszcze lepiej motorniczym w Hadze albo Amsterdamie. To by bylo fajne. No a po geografii wychowawcza, a na niej podpisywanie zdjec. Juz niedlugo zamieszcze tu wszystkie moje zdjecia klasowe jakie mam. No a po wychowawczej informatyka a na niej niesamowicie trudne zadanie --> narysowac okrog (wypelniony) w ktorym ma znajdowac sie motocykl (znak czcionki Webdings). Zajelo mi to okolo minuty. A potem siedzialem na gg gadalem o pierdolach i bylo fajnie. Potem pojechalem z Krzysztofem Z. do domu w ktorym wpadlem na kolede i calkiem fajnego ksiedza. Ale nie bylo spiewania koled tak jak w Lublincu czy w Zakopanem. Przyszedl, pokropil, pomodlil sie, zapytal czemu jako mieszkaniec nie jestem parafianinem a cala reszta mojej rodziny jest a potem poszedl. No i zabawilem sie z bratankiem i siadlem potem przed komputerem. Polaczylem sie z netem i uaktualnilem bloga.

Poniedzialek
W szkole wyjatkowo zagoscilem o 8.00, cudem wstalem, zaczelismy dzien od dwoch przedstawien "Dlaczego ja?!" o AIDS. Lubie te przedstawienia bo mam tam tylko 4 zdania do powiedzenia i gram najciekawsza role zarazem :D No a potem juz zwykle lekcje, nudne jak zawsze. Potem zalapalem dola i bylo mi troche smutno do wieczora, ale napisalem list do kolezanki i potem chumor mi sie poprawil. Na a potem zmylem gary obejrzalem M jak Milosc i poszedlem spac po dwoch godzinach.

Niedziela
Z tego co pamietam to mialem plan zeby sie wyspac jak najdluzej ale nie wypalil bo trzeba bylo wywietrzyc w moim pokoju [-20C na dworze]. Wiec zmuszony temperatura jaka spowodowala np. zamarzniecie pary na biurku wloczylem sie i myslalem jak bedzie na osiemnastce na ktora ide wieczorem. Na 14 poszedlem do kosciola, po kosciele zaraz pojechalem do Galerii i kupilem sobie zarabisty pasek do spodni. Kupno nie bylo czynnoscia latwa poniewaz dalem sobie zakaz wydawania kasy, bo jestem od tego uzalezniony, ale w sumie to ladny jest, i tak w nim fajnie wygladam... Juz wiem jak bedzie wygladala sesja zdjeciowa na te strone. Ale efekty zobaczycie na wiosne... No i tak. Z Galerii wrocilem, pobawilem sie z bratankiem, potem przyszla ciocia Aga, umylem sie, przy pomocy bratowej i Agi ubralem sie i wyruszylem. Dotarlem szybko i bez spoznienia na miejsce - do klubu "Kolor". Co prawda pomylilem wejscia i wlazlem wejsciem dla personelu skad zostalem wywalony za chwile [poproszony o wyjscie brzmi lepiej]. No potem postalem chwile na mrozie i w koncu wszedlem. Impreza byla fajna, nie to zeby jakas wybitnie cudowna, ale wiem ze taka sie niepredko zdaz. Ogolnie daje 8/10, poznalem kilka fajnych osob, z reszta utrwalalem zawiazane znajomosci, tanczylem okolo 3 minut, zostalem do konca czyli do 1.30. Do domu wrocilem taksowka, taksowkarzowi opowiedzialem cale swoje zycie, w domu poszedlem spac. Nie schlalem sie wogole, takze sen byl spokojny.

Sobota
Wstalem rano, umylem sie szybko, pierwszy raz od paru miesiecy ZJADLEM SNIADANIE!!!. Oczywiscie jako perfekcyjny wzorowy uczen NIE SPOZNILEM sie na religie na 8.00. W tramwaju kiedy wstalem zeby otworzyc sobie drzwi zobaczylem ze te sama czynnosc w drogim wagonie uskutecznia Krzysztof Z. W sumie to jechal od petli i szkoda ze sie nie zauwazylismy wczesniej. No i w szkole by;y dwie religie, potem oddalem zalegla ksiazke do biblioteki,potem byl angielski z mrs. Slepetzky, potem byla matematyka z pania od biologii. Wspomne tylko ze lekcje byly skrocone (po 30 minut) wiec po 4 lekcji byla 10.35 a o 11.00 mielismy probe teatrzyku. Proba jakos tam przeszla. Wnerwia mnie to bo w tym przedstawieniu mam taka krotka role, a musze siedziec 20 minut, powiedziec trzy zdania a potem znowu siedziec 20 minut. Wnerwiajace, ale za to bawilem sie strzelajac stanikiem mojej perwersicy wiec czas minal szybko :D A po teatrzyku poszedlem z Delfina do jej domu pomoc jej w robieniu strony internetowej. Okazalo sie jednak ze nie mam wystarczajacej ilosci oprogramowania przy sobie, wiec umowilismy sie na wieczor. Przyjechalem do domu zjadlem obiad, zmylem gary, zjadlem deser, poszukalem cedekow i juz byla 18.00 i pojechalem ponownie do Delfiny. Wyszedlem okolo 21.20, w domu bylem cudem o 22.20. Cudem bo cud sie stal ze nie zamarzlem, bylo -22C. Rzesy mi zamarzly. I to jeszcze tramwaje jakos tak dziwnie jezdzily ze zawsze mi uciekaly sprzed nosa i w koncu pojechalem do domu autobusem 145. Niestety wymarzlem troche bo linia byla obslugiwana przez Ikarusa z 1960 ktory mial dziury w kazdym bardziej plaskim i niuzywanym miejscu. Nie chce mowic, ze z autobusu musze dralowac 3x tyle co z tramwaju, no ale nic, jakos tam doszedlem. Zjadlem kolacje, pogadalem troche z bratem i siadlem przed komputerem. Jest 00.02. Gute Nacht.

Piatek
No, spalem dosyc dlugo, obudzilem sie, spakowalem i pojechalem pospiesznym o 12.44 do Wroclawia. Na miejscu bylem po trzeciej, chwilem posiedzialem w domu i pojechalem na 17.30 pod Heliosa na umowione spotkanie z Jarkiem. Okazalo sie ze na spotkaniu bedzie jeszcze Tomek Kol. Jarek W. i Emil. No i zwiedzalismy centra handlowe. Jeden zapalony papieros uswiadomil mi ze nie jestem zdrowy, poniewaz po zaciagnieciu sie zwymiotowalem. Malo bo malo ale paw to paw. No i bylismy najpierw w Galerii a potem w Koronie. Przy kasie w McDonalds czekalem z Tomkiem Kol. na jego zarcie i zeby uprzykrzyc mu czas zaczalem spiewac "Die Biene Maja" na co para stojaca kolo nas sie odwrocila i zaczela rozmawiac w jezyku Goethego. Co za porazka. A potem sie rozjechalismy do domow. I tyle.

Czwartek
Nic, znowu bylem na necie, z babcia troche lepiej, juz umie chodzic.

Sroda
Ogolnie nic, znowu bylem na necie.

Wtorek
Ja generalnie bylem juz zdorwy, z babcia bylo tak samo, moze troszeczke lepiej. Pielegniarki daja jej zastrzyki. Ja czulem sie na tyle dobrze ze poszedlem do lekarki po zwolnienie, okazalo sie ze mam jeszcze siedziec do piatku. Potem poszedlem do fryzjera a potem na internet do jednej z wielu lublinieckich kawiarenek.

Poniedzialek
Rano mama pojechala w sprawie babci do jej lekarza, zapisal inny antybiotyk. Wieczorem sam do nas przyszedl, a ze nowy antybiotyk byl w zastrzykach to jego wizyte poprzedzila wizyta pielegniarki.

Niedziela
Babcia dalej chora, wogole nie wstaje z lozka. Ja tez sypiam cale dnie, nie podnosze sie z lozka zeby nie robic mamie problemu.

Sobota
Babcia byla chora na calego, wogole nie wychodzila z lozka. Przyszla do niej moja ciocia, lekarka, zapisala antybiotyk, mnie tez przebadala. Ze mna dobrze, z babcia tragicznie. Az balem sie o to czy babcia nie umrze. No nic.

Piatek
Najgorsze bylo za mna, teraz juz wiecej chodzilem po mieszkaniu, bylo juz mozliwie. Dalej nie robilem nic ciekawego. Wieczorem okazalo sie ze zarazilem moja 89-letnia babcie. Zaczelo sie pieklo.

Czwartek
Nic sie nie dzialo, bylem chory, spalem, jadlem, pilem, spalem, spalem i spalem.

Sroda
Obudzilem sie o 7.00 rano i z trudem wydusilem mojemu bratu ze nie ide do szkoly bo jestem chory. Zmierzyl mnie wzrokiem i powiedzial zebym jechal do Lublinca. Odpalilem przegladarke WAP w telefonie i sprawdzilem o ktorej mam pociag. 13.30. No to sobie jeszcze pospalem ale co to byla za sen... To bylo pieklo. Nie moglem wogole gleboko oddychac, kaszlalem, smarkalem, mialem goraczke. W koncu w tej agonii dotrwalem do 12.30 wstalem z trudem jakos sie umylem, spakowalem, zjadlem sniadanie i wezwalem taksowke. najpierw pojechalem do bankomatu po kase, potem direct na bahnhof. Na szczescie na chwile ta najgorsza czesc choroby ustapila, wiec jeszcze spokojnie wszedlem do pociagu. No i jak to zwykle bywa jak jestem chory -wiem ze to dziwne- bedac w stanie astmatycznego spowolnienia pracuy mozgu zaczalem dostrzegac jakie to wszystko za oknem jest piekne, po prostu polska zima bez sniegu. Zastanawialem sie czy to piekno przetrwa jak wejdziemy do tej calej unii i zrobia z nas trzecia holandie albo niemcy i te piekne pola beda przecinac autostrady i nowoczesna gospodarka rolna. Ale nic, ciesze sie tym co jest i mam nadzieje ze bedzie tak jak najdluzej. W pociagu czulem sie calkiem mozliwie, ale potem, przed samym Lublincem choroba wrocila. Po drodze do domu (mam do niego 200m z dworca) zastanawialem sie nawet czy nie usiasc na krawezniku i nie wezwac pogotowia. Ale jakos doszedlem, przebralem do pizamy i wegetowalem.

Wtorek
No wiec rano jechalem do szkoly z zamiarem trafienia do mrs. Rogowskiej i zdania chemii. Ale mi sie jakos nie bardzo chcialo wiec tego nie zrobilem. Przyjechalem akurat na angielski, odebralem moja "wspaniala prace". Mrs Slepecka albo lepiej Slepetzky stwierdzila ze "oczarowaly" ja moje tlumaczenia tych bzdurnych zdan. No coz... Po prostu jest sie doskonalym i tyle :D A po angielskim byl WoK. Okazalo sie to co myslalem czyli ze z klasowki mam dwie troje, ale za wyglad dostalem na semestr czwore. Po WoKu geografia a na niej chyba tez wystawianie ocen. Mam na semestr 5- mimo ze mam trzy piatki w dzienniku (malo kto tak ma) i zostalem nazwany leserem. No ale coz, przyznaje ze od kiedy pobilem sie wskaznikiem do mapy z Lukaszem B. to na geografii przestalem robic cokolwiek. Po geografii fizyka a na niej jakies tam pierdoly zwiazane z klasowka, mam 5 punktow, od 6 byla dwoja... No coz. A potem informatyka. Siedzialem bite 4 godziny myslac jak zrobic liczenie wyrazow w stringu, ale doszedlem do tego w koncu wiec na semestr mam "solidne" 4. Z tym ze jak tak siedzialem to zaczelo mnie bolec podniebienie. I to tak ze prawie nie umialem mowic. No ale nic, bylo minelo. Pojechalem do domu. Ale juz wiedzialem ze jestem chory bo zasnalem na stojaco w tramwaju z otwartymi oczami. Nagle sie ocknalem i pomyslalem "cholera co ja robie w tramwaju?". Przyjechalem do domu zjadlem obiad i usiadlem nad chemia i historia. Ale im pozniej bylo tym gorzej sie czulem. O 23 juz powoli przestawalem oddychac, moim sposobem na wymiane gazow z otoczeniem byl kaszel. Juz wiedzialem ze nie pojde do szkoly, myslalem ze szybko z tego wyjde bo to lekka choroba. Nic bardziej mylnego.

 

krzysztofkaplon : :
sty 12 2004 Weekend i bonus
Komentarze: 3

Poniedzialek
O matko jedyna... Przez noc wszystko sie roztopilo i rano ze sniegu pod wplywem deszczu zrobil sie taki mokry twardy lod. Wstalem nie za wczesnie, ale bylbym sie spoznil okolo 10 minut na matematyke, ale kiedy zobaczylem ze przyjechala moja 15 nie moglem sie ruszyc bo kazdy krok grozil utrata moich sztucznych jak i prawdziwych zebow. No i nie zdazylem na przystanek (przejscie 200 metrow zajelo mi 3 minuty!). Potem kiedy dowloklem sie prawie na czworakach na przystanek przyjechala 8. Zaraz z 8 zobaczylem ze za nami jedzie K wiec sie przesiadlem bez jakichs wiekszych niespodzianek. W K tylko lalo mi sie na glowe z sufitu ale bylo znosnie. Kiedy wysiadlem z K, wiedzialem co mnie czeka. Na "chodniku" lod jak jasny gwint, wiec metoda kroczek za kroczkiem zblizalem sie do swiatel. W pewnym momencie zaczalem lapac rownowage na boku, przy jezdni. Gdybym zrobil wtedy choc krok wpadlbym pod auto, wiec musialem sie patrzec jak auto z predkoscia 60km/h wjezdza w kaluze. Pamietam ze szczegolnie zdenerwowalo mnie bloto sciekajace z twarzy. Potem wywalilem sie jeszcze tylko raz i juz zaszedlem caly mokry do szkoly. Na matematyke nie bylo juz co isc, zostalo jej gdzies tak 5 minut. Na druga poszedlem, bylo normalnie, potem geografia, normalnie, potem fizyka, a na niej wychowawcza zwiazana z samobojstwem naszej kolezanki. Potem polski... PJ sie spoznila troche, lekcja byla fajna, szybka, klarowna. No i dostalem 3 z wypracowania. Potem historia. O matko, ale sajgon zrobil. Cos czuje ze bedzie przykro na semestr. Jakos nie widze siebie w roli historyka. Nie przy tym gosciu. Nikt z klasy go juz nie lubi. Szkoda mi go czasem ale on az sam chce zebysmy nic caly rok nie robili. No i dostalem pale z odpowiedzi, teraz grozi mi pala na semestr jak dobrze (dla niego) pojdzie. Ale nie chce mi sie o tym pisac bo nie ma o czym. Po historii wf a na nim koszykowka, zdam z wfu, bedzie dop. ale zawsze dop. lepszy od ndst. Po wfie kolko fizyczne, na nim zdawalem termodynamike. Jestem boski (!) zgarnalem 11/16 punktow ze sprawdzianu co przelicza sie na ocene 3. Najlepsze jest to ze nie zrobilem tylko jednego podpunktu jednego zadania, za ktory bylo najwiecej punktow, a byl najkrotszy. Ale mam nadzieje ze zdam z fizykii. Musze zostac artysta, bo kariera naukowca nie dla mnie jest pisana. Tylko jakim artysta?! Moze bede zbieral niezywe zwierzatka, a potem walil nimi z procy do plotna, potem przejade po nich zaprawa murarska i dam nazwe "Krzyk ciszy". Co za bezsens. Wszystko to lipa, ale nie bojcie sie, na razie sie nie zabije. Jak mi przyjdzie na to ochota to zrobie to w taki sposob ze BBC bedzie o mnie mowilo. No a po fizyce wrocilem do domu, zjadlem obiad i tyle. Finito.

Niedziela
No wiec jak zwykle sie spoznilem. Tym razem na spotkanie z kuzynem, ktore mialo nastapic o 10.00 przybylem o 10.12. No ale nic, ta noc byla warta przedluzenia, tak dobrze nie spalo mi sie od dawna. Dzien byl piekny, bylo zimno, wszedzie snieg, a do tego slonce. Z kuzynem pojezdzilismy troche po miescie, pokazal mi swoj nowy aparat cyfrowy, potem pojechalismy na rynek gdzie byla WOSP, a tam spotkalismy pelno jego kolezanek, okazalo sie ze do jego szkoly chodzi dziewczyna o swojsko brzmiacym nazwisku Kaplon! I tez jest z Zakopanego! Nie ma to jak znalezc przez przypadek rodzine. Potem pojechalismy miedzy innymi do Korony gdzie spotkalismy naszego wspanialego rezysera - S. Melskiego z zona. No a potem pojechalem do domu, zjadlem obiad, poczytalem gazete i siadlem przed komputerem. Tyle.

Sobota
Wstalem gdzies tak po 9.00. Zjedlismy sniadanie, potem umylem szybko podloge i odkurzylem, potem mialem jechac do Jarka wiec tez pojechalem. U Jarka siedzialem troche na necie, ale nie za wiele rzeczy sprawdzilem (nie te ktore zaplanowalem). Ale za to wypilem troche nektaru i kawy i zjadlem cala czekolade Milka mleczna. Aha! No i rozwiazalem kilka testow seksualnych, oczywiscie we wszystkich wynik byl 3/3 - wysoki ;-) Potem Jarek rzucil haslo zeby jechac do Ster Century na "Return of the king", ale okazalo sie juz na miejscu ze sa tylko miejsca w rzedzie zaraz przed ekranem, a nastepny seans za godzine i 45 minut jest. Odlaczylem sie od radosnej grupy (Jarek, Jarek W., Tomasz K.) pojechalem do domu i zjadlem obiad. Po obiedzie pojechalem na spotkanie z kuzynem, w wejsciu do Galerii spotkalem Sylvie G., z ktora zamienilem kilka slow w czasie pol godziny, az do momentu kiedy nie przyszedl. Jak zwykle spedzilismy wieczor na wloczeniu sie po miescie bez wiekszego celu, ale bylo zarabiscie jak zawsze. :D I buty mialem przemoczone od lazenia w adidasach po sniegu przy Wroclawskiej Fabryce Domow przy Zernickiej [nie pytajcie czemu tam, ale to zadupie]. Odprowadzilem kuzyna, wsiadlem do tramwaju, przyjechalem i idac do domu spostrzeglem plamy krwi na chodniku. Okazalo sie ze jest to krew psa. Pol godziny szukalem wlascilela coraz to wiekszych kaluzy czerwonego, jeszcze cieplego plynu, ale niestety slady skrecaly prosto pod nogi grupce panow, ktorzy prawdopodobnie w ramach ekstatyczno-artystycznego uniesienia zmieniliby mi kolor twarzy na fioletowy i krzywizne mojego nosa na nieco inna niz jest, a za cale dzielo, w ramach zaplaty zadowoliliby sie moim siemensem sl45i. Ale bylaby siara z mp3 ktore tam mam... Potem wrocilem tramwajem do domu. Najlepsze bylo to ze minalem jakas pare jak szedlem za tymi sladami, a kiedy zrobilem kolko tramwajem i wrocilem do punktu wyjscia minalem ich znowu. Gosc sie na mnie dziwnie gapil. A potem w domu pouczylem sie troche chemii i poszedlem spac.

krzysztofkaplon : :
sty 09 2004 Dni wielkich zmian
Komentarze: 1

Piatek

Mialem wstac o 5.00 rano ale nie wypalilo i w sumie kosztem cudownego snu ostatecznie wstalem o 8.00 rano. Skonczylem wypracowanie, nauczylem sie polskiego, umylem pojechalem do szkoly na 10.55 swiezy, pachnacy, wypoczety, przygotowany, pelny sil, witalnosci i energii. Na matematyce kartkowka, mam nadzieje ze zrobilem 3 przyklady dobrze i jakas troja bedzie moze. Potem polski. Okazalo sie ze jakas dziewczyna z klasy PJ popelnila samobojstwo. Smutno wszystkim, ale strach nas tez oblecial co nas spotka na polskim. Na szczescie nic strasznego. Przygotowalem sie i bylem aktywny nawet. No i fajnie bylo. A potem niemiecki i "Orientierung in der Stadt". Fajnie bylo, na zadanie domowe mam napisac po niemiecku jak dojsc ze szkoly do CH Galeria Dominilkanska. I tyle. Po szkolem pojechalismy z Jarkiem do galerii, cos tam zjedlismy, pogadalismy, potem musielismy sie rozjechac, pojechalem jeszcze z nim na Zawalna na PAPIEROSA, a potem bezposrednio do domu. W domu obiad, potem przyszla kolezanka brata i bratowej, no i teraz juz moja - Aga. Posiedzielismy pogadalismy, a potem trzeba bylo uspic Patryka, a ja musialem zmyc gary. Zmylem je. Byla 20.40. No i siadlem przed komputerem.

Czwartek

Dzien w ktorym postanowilem soknczyc z bezsennoscia.
Poszedlem do szkoly jak zwykle, pp:klasowka, fizyka:doswiadczenia. Cholernie bolala mnie glowa i spytalem sie wychowawczyni czy nie pusci mnie do domu. Nie zgodzila sie bo ja sam nie bylem pewien czy tego chce. Potem polski, nie pytala, bylo calkiem znosnie, ale potem uslyszelismy ze nie chce jej sie z nami pracowac, ze kocha swoja klase, naszej nie cierpi. OK. Potem biologia, oddala kartkowke, ktora pisalem, dostalem 3+. Malo. Potem WF a na nim koszykowka, czyli stanie w jednym miejscu i walenie z lokcia w brzuch jak ktos podchodzi z pilka. Po szkole jeszcze poszedlem z Jarkiem na PAPIEROSA a potem do Zbyszka na pierogi, potem prawie od razu do domu. W domu obiad a potem... mmmm... czysta poezja.... sen.... 3 lite godziny snu, gleboskiego, milego, zyciodajnego, slodkiego... Obudzilem sie o 20.30 i siadlem przed komputerem. Mialem pisac wypracowanie z polskiego, ale do 2.00 w nocy napisalem tylko wstep. Ale w miedzyczasie grzebalem troche w Delphi i przez przypadek napisalem program do przegladania plikow jpg i bmp. Nazwalem go "Lameta Studio", mozna pobrac >>>
stad<<<.

krzysztofkaplon : :
sty 07 2004 Dwa dupiate dni
Komentarze: 2

Sroda

Wstalem wczesnie, wszystko zapowiadalo ze zdaze na chemie, ale na przystanku tramwajowym spotkalem tlum ludzi... Po okolo 20 minutach przyjechala 8-ka, podjechalem do dworca, tam poczekalem chwile na K i wsiadlem. O matko jak to sie wszystko wloklo... (miasto jest cale osniezone, jest PELNO sniegu wszedzie, tramwaje i autobusy jezdza jak chca). Na chemie oczywiscie nie zdazylem, ale nie z wlasnej winy. Potem wf na nim durna gra, potem dalej chodzilem jak nacpany, nie dzialo sie nic ciekawego, potem dopiero polski.... PJ Kuchcia [Pani Jadwiga Kucharska] ma nowy koncept : zameczy nas przez niepytanie. Nie spyta nikogo do konca semestru. Dla mnie i dla np. Jarka to dobrze, ale niektorym moze byc trudno... (Michal K.). Kiedy sie o tym dowiedzialem oczy moje sie rozesmialy i zyskalem dobry nastroj. Po polskim jeszcze wesoly niemiecki, klasowka z Wosu i zebranie kolka teatralnego. Potem mozolna jazda do domu, obiad i jazda na korepetycje. Spoznilem sie nieco a potem pomylilem autobus i wsiadlem do 145 zjezdzajacego do zajezdni. Jakis marian podszedl do kierowcy i spytal czy go nie wypusci z tego autobusu, tamten powiedzial ze nie, ale wypuscil, ja wyskoczylem za nim i uslyszalem od kierowcy cos niemilego... I wtedy stwierdzilem ze jade taksowka. Taksowkarz byl bardzo rzeczowy (nie jechalem Motyl Taxi tylko MPT), mowil konkretami o konkretach a nie wdawal sie w glupia dyskusje. I nie zapewnial mnie ze dojade napewno na czas. Od razu powiedzial ze nie zdazymy na 19.00. Spoznilem sie 4 minuty. Ale tez zaplacilem... Za takse 33zl, za korepetycje do 22 - 40 zl. Budzet sie kurczy, oj kurczy... No a po korepetycjach w nastroju neutralno-nacpanym wrocilem do domu.

Wtorek

O matko co za masakryczny dzien... Od razu po przyjezdzie w nocy z poniedzialku na wtorek sie nie wyspalem (z niedzieli na poniedzialek tez) co zaoowocowalo tym ze caly wtorek chodzilem jak nacpany, ale w negatywnym tego slowa znaczeniu. Wszystko mni meczylo, denerwowalo, w szkole nie chcialo mi sie z nikim gadac, gadalem same glupie rzeczy... No a sam wtorek rozpoczal sie pozytywnie bo zdazylem na angielski i dostalem plusa za list. Potem byl WoK a na nim klasowka, tragedia, moze bedzie trzy, nie wspomne tutaj o nieomylnym instynkcie pewnej osoby... Po WoKu geografia, na niej nudy, po geografi wychowacza, przemilczmy to. Po wychowawczej infa a na niej... sprawdzian, ale to jaki! Myslalem ze sie posram. Ale napisalem na 2 glownie dlatego ze bylem jak nacpany. Potem pomeczylem sie troche na kolku informatycznym, a potem pojechalem na spotkanie z kuzynem. Spedzilismy czas do okolo 21. Pod koniec kupilismy se chipsy serowe, matko jedyna jak to walilo, cale spodnie se nimi ufajdalem, a teraz smierdza mi serem... W domu bylem o 21.30.

krzysztofkaplon : :
sty 05 2004 Noworoczne notki :D
Komentarze: 2

Poniedzialek
Wstalem rano, nie mialem jednak na nic czasu, pojechalem do szkoly, nie spoznilem sie! Oczywiscie w tramwaju kontrola na nowy rok... Na matematykach nic ciekawego, na geografii tez, fizyka tez nudna, POLSKI!!! Wszyscy nauczyciele dali nam spokoj bo to pierwszy dzien po swietach, natomiast PJ Kuchcia PYTALA CALA GODZINE!!! To jest czlowiek... Czasem ja podziwiam, ale czasem mam jej serdecznie dosc... Odkrylem w sobie ze brakuje mi jakos... Darocha... Wiem ze moze sie to wydac dziwne ale w zeszlym roku to wlasnie zima spedzalem z nim najwiecej czasu jezdzac na Grunwaldzki, ten czlowiek badz co badz mial poczucie humoru i spiewal tak jak ja... No dobra. Na polskim mnie na szczescie nie pytala. Cud. Potem historia, tu juz nie bylo tak rozowo, okazalo sie ze mam NAJGORSZY WYNIK Z KLASY!!! Mam 14 na 78 punktow, jestem boski, nie ma chuja! Potem wF, niestety nie wzialem stroju z lublinca wiec sie tylko przygladalem nie cwiczac. A po wf-ie pojechalem na internet do pracy brata, zalozylem sobie nowe konto pocztowe, potem pojechalem do domu i tyle. Pobawilem sie z bratankiem, zjadlem obiad, posprzatalem i siadlem przed komputerem. Jestem dumny ze udalo mi sie nadrobic moje blogowe zaleglosci.

Niedziela
Jak zwykle wstalem o 12.00, zaczalem od obiadu, potem nic nie robilem, poszedlem do kosciola na 16.00, spakowalem sie i poszedlem sam na dworzec. Mialo jechac duzo ludzi wiec kupilem sobie bilet na pierwsza klase. Ale pociag sie spoznial i spoznial, mial 30 minut spoznienia. Zapowiedzieli go w koncu, wyszedlem na peron.... A tam podjechal zwykly zolto-niebieski dezel bez pierwszej klasy. Poszedlem wiec do konduktora, ktory mi wpisal ze jade druga klasa, siadlem i jechalem. Niestety okno kolo mnie sie nie domykalo bo zamarzlo wiec wialo mi troche, no ale nic... Jakos tam bylo... Tak wogole to pociag mial spoznienie bo standardowy sklad (3x pietrowy 2 klasy + 1 x zwykly 1 klasy) sie zepsul i nie bylo w nim ogrzewania. No i zajechalem do Wrocka, polazlem od razu po moje 9,10 zl ale coz sie okazalo... Pani moze mi dac tylko 7zl!!! Czemu?! Bo to z mojej winy jechalem druga klasa... Konduktor nie raczyl wpisac ze to z winy pkp nie bylo 1-szej klasy w pociagu... Nawrzeszczalem na ta kretynke i zapowiedzialem ze pojde do dyrekcji dworca i tak tez zrobie, wezme ze soba dyktafon, spodziewajcie sie relacji, nie chodzi mi tu o jakis tam 9,10 tylko o honor i sprawiedliwosc...

Sobota
Kompletnie nic sie nie dzialo, przyszedl moj brat z bratowa (ci z Wroclawia), byli u nas dosyc dlugo, bylo bardzo fajnie, pobawilem sie troche z Patrykiem i pogadalem z nimi, potem poszli do swojego mieszkania, my zostalismy sami (ja babcia mama) wiec do 19 bylaw gitara & zarcie & tv potem mialem jeszcze im (bratu i bratowej) zawiezc kilka rzeczy, bo wybierali sie do Wroclawia autem wiec mogli mi cos wziac... Pojechalem na rowerze (bylo -10C). Pech chcial ze na zakrecie sie wywalilem, nic wielkiego mi ani mojemu ladunkowi sie nie stalo tyle ze kolano mnie potwornie bolalo... Ale potem bylo juz dobrze. Dostarczylem to co mialem, wrocilem do domu, zjadlem cos, poogladalem tv i poszedlem spac.

Piatek
Dzien rozpoczalem od sniadania, potem bylo juz tylko pakowanie, bo jechalem tego dnia do Lublinca. Latalem, miotalem sie, szukalem, gubilem, znajdowalem, az w koncu sie spakowalem do konca. No i pojechalismy tylko z malymi problemami o 12.30. Wszystko bylo piekne, ale kiedy w Chabowce wjezdzalismy na Zakopianke zobaczylismy cos potwornego, korek do samego Krakowa, samochody nie jechaly prawie wogole. To byla tragedia, woda w samochodzie zagotowala sie tylko raz. Potrem juz jakos poszlo, zasnalem, obudzilem sie w Balicach na wjezdzie na A4 i nie spalem juz wogole. Zostalem komfortowo przywieziony do Miasteczka Sl, gdzie dostalem obiad od rodzicow mojej bratowej, a potem zostalem odstawiony na pociag do Lublinca. Przyjechalem do domu i zaczelo sie to co zawsze: gitara,pizza&tv. Potem sobie porozmawialem z mama i tyle.

Czwartek
1 stycznia
O matko... Wstalem chyba o 9.00 ale nie jestem pewien. Pokrecilem sie troche, wstalem, umylem, ubralem i poszedlem zjesc sniadaie. Goscie tez juz wstawali, polowa poszla do kosciola, ja nie bo bylem przekonany ze pojde wieczorem. Nastapilo uroczyste sniadanie, podczas ktorego walnalem kilka glupich tekstow, ale tego dnia to mozna... Potem wrocili ludzie z kosciola i za chwile wybrali sie na spacer. Siadlem sobie za laptopem bo mialem pewne problemy z zaladkiem, nie chcialo mi sie z nikim gadac wiec wolalem sie oddac internetowi. Niestety serwer blogi.pl siedzial i nie moglem uaktualnic swojego bloga. Przepraszam za te opoznienia. Potem goscie pojechali, zostala tylko Ewa z Lukaszem, moj brat, bratowa, tata i ja. No i dzien jakos przelecial, niestety nie pojechalismy z tata do kosciola, bo jego tez brzuch bolal i tak jak ja mial srake. No wieczorem pomylem jakies garki, cos tam posprzatalem i bylo git. Wieczorem chyba cos ogladalem w tv ale nie za bardzo pamietam...

krzysztofkaplon : :