Najnowsze wpisy


maj 10 2004 shit
Komentarze: 2

Chmmm

Tak w sumie to dawno tu nic nie pisalem...

I jeszcze troche nie napisze....

Kaplon

krzysztofkaplon : :
lut 29 2004 ...
Komentarze: 1

Zawieszam działanie bloga do odwołania.
Mam za dużo roboty.

krzysztofkaplon : :
lut 02 2004 Tydzien
Komentarze: 5

Poniedzialek
Wstalem o 10.30 o 11 poszedlem w odwiedziny do mojej starej prywatnej nauczycielki angielskiego pogadac sobie troche. No i tam uswiadomilem sobie ze w sumie jedyne studia do jakich jestem w stanie sie przygotowac to albo informatyka albo anglistyka/germanistyka. Osobiscie najbardziej preferuje to ostatnie. No a potem przyszedlem do domu rozebralem choinke i siedzialem przed komuterem. O 18 poszedlem do kosciola [MB Gromnicznej czy jakos tak] a po kosciele na dworzec dowiedziec sie o polaczenie do Zakopanego dnia nastepnego i spieniezyc moj nieszczesny bilet. Polaczenie jest, biletu nie spienieze bo minal termin. Ech, madry kaplon po szkodzie. Moglem wziac te 7 zlotych zamiast klocic sie o 9. A teraz nie mam nic. No coz. No i z dworca wrocilem do domu a potem poszedlem na internet. No i to tyle.

Niedziela
Wstalem o 11 i caly dzien zajmowalem sie pisaniem pewnego programu, zamieszcze go tu niedlugo. Do kosciola poszedlem o 18.00 a po kosciele jeszcze troche go pisalem i poszedlem spac.

Sobota
No wiec wstalem okolo 12.00 siedzialem troche przed komputerem wieczorem poszedlem do Martyny M. wrocilem o 20.00 obejrzalem "Europa da sie lubic" posiedzialem przed komputerem i poszedlem spac.

Piatek
Nie trudzilem sie zeby isc na pierwsze lekcje, pszedlem tylko na niemiecki a przed niemieckim dalem wypracowanie zeby dali PJ jakby zbierala. Ale nie zebrala. Na niemieckim pisalem kartkowke z umiejetnosci przemieszczania sie w miescie, mam nadzieje ze jakas tam troja bedzie. Mialem dojsc po niemiecku z ZOO do Haupt Bahnhof. Dowiedzialem sie takze ze do Wajmaru jedziemy nie tyle w celu pokazania naszych sztuk niemcom co na dyskusje panelowa po niemiecku o unii europejskiej i w zwiazku z tym mamy przejsc jakies specjalne szkolenie, ktore musimy zdac zeby tam pojechac. Aha, do Wajmaru jedzie z nami Pani Woloszyn. Fajnie. A po szkole pogadalem sobie z Walkerem i pojechalem do domu spakowalem sie i pojechalem na dworzec kupile bilet wsiadlem do pociagu i razem z Ela i Patrykiem przyjechalem do Lublinca. Najbardziej podobalo mi sie kiedy Patryk chwycil hamulec bezpieczenstwa i zawolal "Kierownica!!!!!" na szczescie za daleko nie skrecil wiec uniknelismy placenia kary. A w lublincu zlozylem komputer i uroczyscie rozpoczalem ferie zimowe 2004.

Czwartek
Wiec pojechalem do szkolty starajac sie nie spoznic ale mi nie wyszlo za bardzo. Wiec spoznilem sie okolo 15 minut na PP. Naciskam klamke - drzwi zamkniete. Pukam, otwiera mi PANI Jujeczko, bez zadnego dzien dobry mowi mi ze mam pale albo dwoje z klasowki i ze dzisiaj mija termin poprawy. No to co ja na to moge?! No nic, musze siadac i pisac. Cos tam napisalem, jak, to czas pokaze. No a po PP lodowisko! No pojechalismy tam, troche zajelo nam przysposobienie sie, dobranie lyzew, w sumie kiedy sie kompletnie przebralem to zostalo nam juz tylko pol godziny. Nie umiem jezdzic, ale jakos sie tam posuwalem i ani razu nie wypieprzylem wiec bylo chyba dobrze. Tyle tylko ze zlapal mnie potworny bol stopy od tych twardych butow i musialem caly czas wisiec na bandzie zeby nie dotykac stopami ziemi. No coz. Potem ZUPELNIE NIECHCACY spoznilismy sie na tramwaj i poszlismy do szkoly na piechote. Nie zaluje. Fajnie bylo. Pogadalem se z Tomkiem Kur. No a w szkole kupilem sobie pierogi z miesem i Mountain Dew a potem poszlismy na biologie. Na biologii genetyka, udalo mi sie skrzyzowac Leworekiego jasnookiego mezczyzne z Praworeka ciemnooka kobieta i dostalem 5 bo zrobilem to jako pierwszy. A po biologii juz do domu... To tez pojechalem, po drodze zachaczylem o biblioteke, w ktorej w koncu oddalem ksiazke i pozyczylem nowa "Sztuka Japonii" dla chorego brata. No a w domu zjadlem obiad, pozajmowalem sie Patryczkiem a wieczorem pojechalem do Delfiny robic jej strone internetowa z Fizykii. Ogolnie siedzialem u niej do 2.00 w nocy, potem wrocilem do domu, po drodze jeszcze musialem kupic mleko dla malego. Tym razem taksowkarz to wierutny gbur byl, caly czas klal i ogolnie jakis niekontaktowy. No a potem zaczalem pisac wypracowanie na polski ale go nie skonczylem i poszedlem spac.

Sroda
Che che dzien w ktorym mialem isc na spotkanie do psychologa. Mial mi (a takze kilku innym osobom) powiedziec co mnie czeka w przyszlosci do jakich zawodow mam predyspozycje, do czego talent itd... Wiec dobra. Pojechalem. Poradnia byla na ulicy Czajkowskiego, na drugim koncu miasta, stwierdzilem wiec ze musze dopowiednio wczesnie wyjsc. Po raz pierwszy z zyciu pojechalem 6 dalej niz do przystanku "Jednosci Narodowej". Spotkanie bylo o 9.00 a ja na placu Kromera bylem o 8.30. Niezly wynik. Autobus 105 ktory jechal pod poradnie wlasnie odjechal, stwierdzilem wiec ze pojde z buta. No i dotarlem tam o 8.50. Ale nikogo jeszcze nie bylo. Za chwile przyszedl tam Konrad T. i Edyta R. i spotkanie sie zaczelo. Na poczatku pani psycholog zrobila na mnie tragiczne wrazenie, troche sie ono poprawilo kiedy zrobila nam okropna herbate, potem calkiem sie poprawilo, a potem leglo w gruzach. Nie bede sie zaglebial w szczegoly tego bzdurnego testu, w kazdym razie wyszlo mi ze mam problemy z osobowoscia i mam przyjsc na indywidualne spotkanie. Mam to gdzies, nie przyjde. No a potem wracalismy z Edyta i Konradem do szkoly, Konrad wysiadl, a my z Edyta poszlismy na ozywczy spacerek po wale, potem dotarlismy do szkoly na przerwe. Ja skserowalem sobie zeszyt i zalatwilem kilka inych spraw. I okazalo sie ze nastepnego dnia... IDZIEMY NA LYZWY!!!! CUD!!! Nie bedzie Polskiego!!! No i w tej radosnej atmosferze dotarlem do domu gdzie poszedlem spac, potem pojechalem na korepetycje, po powrocie z korepetycji zajmowalem sie jakimis pierdolami i poszedlem spac.

krzysztofkaplon : :
sty 27 2004 Two hot weeks
Komentarze: 2

Wtorek
Wstalem troche poznawo, pojechalem na angielski, na nim podyktowala nam jakis bzdurny opis Forresta Gumpa ktory byl amusing i tak dalej.. Potem WoK a na nim analiza obrazu Petera van Eycka- gosc jest zarabisty. Namalowal obraz wielkosci kartki A2. Byla to Madonna z Dzieciatkiem u jakiegos holenderskiego kupca. Ogolnie na pierwszym planie byly wspomniane osoby. Za nimi okno. Za oknem miasto. W miescie rzeka. Na rzece wyspa. Na wyspie miasto. I w tym miescie na wyspie, po zblizeniu bylo widac, jak ludzie wieszaja pranie, spaceruja i tym podobne. Niesamowite w sumie. Do tego gosc od woku mnie pocieszyl. Od kilku bowiem tygodni toczy sie we mnie walka: co jest wazniejsze : wyniki w nauce czy towarzystwo. Gosc od woku uspokoil mnie ze towarzystwo i od tego wszystko w przyszlosci zalezy. Fajnie. No a potem geografia a na niej analiza bezrobocia w polsce. Che che Dolnoslaskie razem z Wroclawiem lezy w polsce B bo ma bezrobocie 20% a ja jestem z Polski A, mieszkam oficjalnie w Zakopanem, ktore ma 10% bezrobocia. Ale na serio nie ma sie z czego smiac, sam sie boje o prace, kto dzisiaj sie tego nie boi. Nic tylko 1 maja samolot do Londynu i zostac zmywaczem garow w restauracji. Moze sie uda. Albo jeszcze lepiej motorniczym w Hadze albo Amsterdamie. To by bylo fajne. No a po geografii wychowawcza, a na niej podpisywanie zdjec. Juz niedlugo zamieszcze tu wszystkie moje zdjecia klasowe jakie mam. No a po wychowawczej informatyka a na niej niesamowicie trudne zadanie --> narysowac okrog (wypelniony) w ktorym ma znajdowac sie motocykl (znak czcionki Webdings). Zajelo mi to okolo minuty. A potem siedzialem na gg gadalem o pierdolach i bylo fajnie. Potem pojechalem z Krzysztofem Z. do domu w ktorym wpadlem na kolede i calkiem fajnego ksiedza. Ale nie bylo spiewania koled tak jak w Lublincu czy w Zakopanem. Przyszedl, pokropil, pomodlil sie, zapytal czemu jako mieszkaniec nie jestem parafianinem a cala reszta mojej rodziny jest a potem poszedl. No i zabawilem sie z bratankiem i siadlem potem przed komputerem. Polaczylem sie z netem i uaktualnilem bloga.

Poniedzialek
W szkole wyjatkowo zagoscilem o 8.00, cudem wstalem, zaczelismy dzien od dwoch przedstawien "Dlaczego ja?!" o AIDS. Lubie te przedstawienia bo mam tam tylko 4 zdania do powiedzenia i gram najciekawsza role zarazem :D No a potem juz zwykle lekcje, nudne jak zawsze. Potem zalapalem dola i bylo mi troche smutno do wieczora, ale napisalem list do kolezanki i potem chumor mi sie poprawil. Na a potem zmylem gary obejrzalem M jak Milosc i poszedlem spac po dwoch godzinach.

Niedziela
Z tego co pamietam to mialem plan zeby sie wyspac jak najdluzej ale nie wypalil bo trzeba bylo wywietrzyc w moim pokoju [-20C na dworze]. Wiec zmuszony temperatura jaka spowodowala np. zamarzniecie pary na biurku wloczylem sie i myslalem jak bedzie na osiemnastce na ktora ide wieczorem. Na 14 poszedlem do kosciola, po kosciele zaraz pojechalem do Galerii i kupilem sobie zarabisty pasek do spodni. Kupno nie bylo czynnoscia latwa poniewaz dalem sobie zakaz wydawania kasy, bo jestem od tego uzalezniony, ale w sumie to ladny jest, i tak w nim fajnie wygladam... Juz wiem jak bedzie wygladala sesja zdjeciowa na te strone. Ale efekty zobaczycie na wiosne... No i tak. Z Galerii wrocilem, pobawilem sie z bratankiem, potem przyszla ciocia Aga, umylem sie, przy pomocy bratowej i Agi ubralem sie i wyruszylem. Dotarlem szybko i bez spoznienia na miejsce - do klubu "Kolor". Co prawda pomylilem wejscia i wlazlem wejsciem dla personelu skad zostalem wywalony za chwile [poproszony o wyjscie brzmi lepiej]. No potem postalem chwile na mrozie i w koncu wszedlem. Impreza byla fajna, nie to zeby jakas wybitnie cudowna, ale wiem ze taka sie niepredko zdaz. Ogolnie daje 8/10, poznalem kilka fajnych osob, z reszta utrwalalem zawiazane znajomosci, tanczylem okolo 3 minut, zostalem do konca czyli do 1.30. Do domu wrocilem taksowka, taksowkarzowi opowiedzialem cale swoje zycie, w domu poszedlem spac. Nie schlalem sie wogole, takze sen byl spokojny.

Sobota
Wstalem rano, umylem sie szybko, pierwszy raz od paru miesiecy ZJADLEM SNIADANIE!!!. Oczywiscie jako perfekcyjny wzorowy uczen NIE SPOZNILEM sie na religie na 8.00. W tramwaju kiedy wstalem zeby otworzyc sobie drzwi zobaczylem ze te sama czynnosc w drogim wagonie uskutecznia Krzysztof Z. W sumie to jechal od petli i szkoda ze sie nie zauwazylismy wczesniej. No i w szkole by;y dwie religie, potem oddalem zalegla ksiazke do biblioteki,potem byl angielski z mrs. Slepetzky, potem byla matematyka z pania od biologii. Wspomne tylko ze lekcje byly skrocone (po 30 minut) wiec po 4 lekcji byla 10.35 a o 11.00 mielismy probe teatrzyku. Proba jakos tam przeszla. Wnerwia mnie to bo w tym przedstawieniu mam taka krotka role, a musze siedziec 20 minut, powiedziec trzy zdania a potem znowu siedziec 20 minut. Wnerwiajace, ale za to bawilem sie strzelajac stanikiem mojej perwersicy wiec czas minal szybko :D A po teatrzyku poszedlem z Delfina do jej domu pomoc jej w robieniu strony internetowej. Okazalo sie jednak ze nie mam wystarczajacej ilosci oprogramowania przy sobie, wiec umowilismy sie na wieczor. Przyjechalem do domu zjadlem obiad, zmylem gary, zjadlem deser, poszukalem cedekow i juz byla 18.00 i pojechalem ponownie do Delfiny. Wyszedlem okolo 21.20, w domu bylem cudem o 22.20. Cudem bo cud sie stal ze nie zamarzlem, bylo -22C. Rzesy mi zamarzly. I to jeszcze tramwaje jakos tak dziwnie jezdzily ze zawsze mi uciekaly sprzed nosa i w koncu pojechalem do domu autobusem 145. Niestety wymarzlem troche bo linia byla obslugiwana przez Ikarusa z 1960 ktory mial dziury w kazdym bardziej plaskim i niuzywanym miejscu. Nie chce mowic, ze z autobusu musze dralowac 3x tyle co z tramwaju, no ale nic, jakos tam doszedlem. Zjadlem kolacje, pogadalem troche z bratem i siadlem przed komputerem. Jest 00.02. Gute Nacht.

Piatek
No, spalem dosyc dlugo, obudzilem sie, spakowalem i pojechalem pospiesznym o 12.44 do Wroclawia. Na miejscu bylem po trzeciej, chwilem posiedzialem w domu i pojechalem na 17.30 pod Heliosa na umowione spotkanie z Jarkiem. Okazalo sie ze na spotkaniu bedzie jeszcze Tomek Kol. Jarek W. i Emil. No i zwiedzalismy centra handlowe. Jeden zapalony papieros uswiadomil mi ze nie jestem zdrowy, poniewaz po zaciagnieciu sie zwymiotowalem. Malo bo malo ale paw to paw. No i bylismy najpierw w Galerii a potem w Koronie. Przy kasie w McDonalds czekalem z Tomkiem Kol. na jego zarcie i zeby uprzykrzyc mu czas zaczalem spiewac "Die Biene Maja" na co para stojaca kolo nas sie odwrocila i zaczela rozmawiac w jezyku Goethego. Co za porazka. A potem sie rozjechalismy do domow. I tyle.

Czwartek
Nic, znowu bylem na necie, z babcia troche lepiej, juz umie chodzic.

Sroda
Ogolnie nic, znowu bylem na necie.

Wtorek
Ja generalnie bylem juz zdorwy, z babcia bylo tak samo, moze troszeczke lepiej. Pielegniarki daja jej zastrzyki. Ja czulem sie na tyle dobrze ze poszedlem do lekarki po zwolnienie, okazalo sie ze mam jeszcze siedziec do piatku. Potem poszedlem do fryzjera a potem na internet do jednej z wielu lublinieckich kawiarenek.

Poniedzialek
Rano mama pojechala w sprawie babci do jej lekarza, zapisal inny antybiotyk. Wieczorem sam do nas przyszedl, a ze nowy antybiotyk byl w zastrzykach to jego wizyte poprzedzila wizyta pielegniarki.

Niedziela
Babcia dalej chora, wogole nie wstaje z lozka. Ja tez sypiam cale dnie, nie podnosze sie z lozka zeby nie robic mamie problemu.

Sobota
Babcia byla chora na calego, wogole nie wychodzila z lozka. Przyszla do niej moja ciocia, lekarka, zapisala antybiotyk, mnie tez przebadala. Ze mna dobrze, z babcia tragicznie. Az balem sie o to czy babcia nie umrze. No nic.

Piatek
Najgorsze bylo za mna, teraz juz wiecej chodzilem po mieszkaniu, bylo juz mozliwie. Dalej nie robilem nic ciekawego. Wieczorem okazalo sie ze zarazilem moja 89-letnia babcie. Zaczelo sie pieklo.

Czwartek
Nic sie nie dzialo, bylem chory, spalem, jadlem, pilem, spalem, spalem i spalem.

Sroda
Obudzilem sie o 7.00 rano i z trudem wydusilem mojemu bratu ze nie ide do szkoly bo jestem chory. Zmierzyl mnie wzrokiem i powiedzial zebym jechal do Lublinca. Odpalilem przegladarke WAP w telefonie i sprawdzilem o ktorej mam pociag. 13.30. No to sobie jeszcze pospalem ale co to byla za sen... To bylo pieklo. Nie moglem wogole gleboko oddychac, kaszlalem, smarkalem, mialem goraczke. W koncu w tej agonii dotrwalem do 12.30 wstalem z trudem jakos sie umylem, spakowalem, zjadlem sniadanie i wezwalem taksowke. najpierw pojechalem do bankomatu po kase, potem direct na bahnhof. Na szczescie na chwile ta najgorsza czesc choroby ustapila, wiec jeszcze spokojnie wszedlem do pociagu. No i jak to zwykle bywa jak jestem chory -wiem ze to dziwne- bedac w stanie astmatycznego spowolnienia pracuy mozgu zaczalem dostrzegac jakie to wszystko za oknem jest piekne, po prostu polska zima bez sniegu. Zastanawialem sie czy to piekno przetrwa jak wejdziemy do tej calej unii i zrobia z nas trzecia holandie albo niemcy i te piekne pola beda przecinac autostrady i nowoczesna gospodarka rolna. Ale nic, ciesze sie tym co jest i mam nadzieje ze bedzie tak jak najdluzej. W pociagu czulem sie calkiem mozliwie, ale potem, przed samym Lublincem choroba wrocila. Po drodze do domu (mam do niego 200m z dworca) zastanawialem sie nawet czy nie usiasc na krawezniku i nie wezwac pogotowia. Ale jakos doszedlem, przebralem do pizamy i wegetowalem.

Wtorek
No wiec rano jechalem do szkoly z zamiarem trafienia do mrs. Rogowskiej i zdania chemii. Ale mi sie jakos nie bardzo chcialo wiec tego nie zrobilem. Przyjechalem akurat na angielski, odebralem moja "wspaniala prace". Mrs Slepecka albo lepiej Slepetzky stwierdzila ze "oczarowaly" ja moje tlumaczenia tych bzdurnych zdan. No coz... Po prostu jest sie doskonalym i tyle :D A po angielskim byl WoK. Okazalo sie to co myslalem czyli ze z klasowki mam dwie troje, ale za wyglad dostalem na semestr czwore. Po WoKu geografia a na niej chyba tez wystawianie ocen. Mam na semestr 5- mimo ze mam trzy piatki w dzienniku (malo kto tak ma) i zostalem nazwany leserem. No ale coz, przyznaje ze od kiedy pobilem sie wskaznikiem do mapy z Lukaszem B. to na geografii przestalem robic cokolwiek. Po geografii fizyka a na niej jakies tam pierdoly zwiazane z klasowka, mam 5 punktow, od 6 byla dwoja... No coz. A potem informatyka. Siedzialem bite 4 godziny myslac jak zrobic liczenie wyrazow w stringu, ale doszedlem do tego w koncu wiec na semestr mam "solidne" 4. Z tym ze jak tak siedzialem to zaczelo mnie bolec podniebienie. I to tak ze prawie nie umialem mowic. No ale nic, bylo minelo. Pojechalem do domu. Ale juz wiedzialem ze jestem chory bo zasnalem na stojaco w tramwaju z otwartymi oczami. Nagle sie ocknalem i pomyslalem "cholera co ja robie w tramwaju?". Przyjechalem do domu zjadlem obiad i usiadlem nad chemia i historia. Ale im pozniej bylo tym gorzej sie czulem. O 23 juz powoli przestawalem oddychac, moim sposobem na wymiane gazow z otoczeniem byl kaszel. Juz wiedzialem ze nie pojde do szkoly, myslalem ze szybko z tego wyjde bo to lekka choroba. Nic bardziej mylnego.

 

krzysztofkaplon : :
sty 12 2004 Weekend i bonus
Komentarze: 3

Poniedzialek
O matko jedyna... Przez noc wszystko sie roztopilo i rano ze sniegu pod wplywem deszczu zrobil sie taki mokry twardy lod. Wstalem nie za wczesnie, ale bylbym sie spoznil okolo 10 minut na matematyke, ale kiedy zobaczylem ze przyjechala moja 15 nie moglem sie ruszyc bo kazdy krok grozil utrata moich sztucznych jak i prawdziwych zebow. No i nie zdazylem na przystanek (przejscie 200 metrow zajelo mi 3 minuty!). Potem kiedy dowloklem sie prawie na czworakach na przystanek przyjechala 8. Zaraz z 8 zobaczylem ze za nami jedzie K wiec sie przesiadlem bez jakichs wiekszych niespodzianek. W K tylko lalo mi sie na glowe z sufitu ale bylo znosnie. Kiedy wysiadlem z K, wiedzialem co mnie czeka. Na "chodniku" lod jak jasny gwint, wiec metoda kroczek za kroczkiem zblizalem sie do swiatel. W pewnym momencie zaczalem lapac rownowage na boku, przy jezdni. Gdybym zrobil wtedy choc krok wpadlbym pod auto, wiec musialem sie patrzec jak auto z predkoscia 60km/h wjezdza w kaluze. Pamietam ze szczegolnie zdenerwowalo mnie bloto sciekajace z twarzy. Potem wywalilem sie jeszcze tylko raz i juz zaszedlem caly mokry do szkoly. Na matematyke nie bylo juz co isc, zostalo jej gdzies tak 5 minut. Na druga poszedlem, bylo normalnie, potem geografia, normalnie, potem fizyka, a na niej wychowawcza zwiazana z samobojstwem naszej kolezanki. Potem polski... PJ sie spoznila troche, lekcja byla fajna, szybka, klarowna. No i dostalem 3 z wypracowania. Potem historia. O matko, ale sajgon zrobil. Cos czuje ze bedzie przykro na semestr. Jakos nie widze siebie w roli historyka. Nie przy tym gosciu. Nikt z klasy go juz nie lubi. Szkoda mi go czasem ale on az sam chce zebysmy nic caly rok nie robili. No i dostalem pale z odpowiedzi, teraz grozi mi pala na semestr jak dobrze (dla niego) pojdzie. Ale nie chce mi sie o tym pisac bo nie ma o czym. Po historii wf a na nim koszykowka, zdam z wfu, bedzie dop. ale zawsze dop. lepszy od ndst. Po wfie kolko fizyczne, na nim zdawalem termodynamike. Jestem boski (!) zgarnalem 11/16 punktow ze sprawdzianu co przelicza sie na ocene 3. Najlepsze jest to ze nie zrobilem tylko jednego podpunktu jednego zadania, za ktory bylo najwiecej punktow, a byl najkrotszy. Ale mam nadzieje ze zdam z fizykii. Musze zostac artysta, bo kariera naukowca nie dla mnie jest pisana. Tylko jakim artysta?! Moze bede zbieral niezywe zwierzatka, a potem walil nimi z procy do plotna, potem przejade po nich zaprawa murarska i dam nazwe "Krzyk ciszy". Co za bezsens. Wszystko to lipa, ale nie bojcie sie, na razie sie nie zabije. Jak mi przyjdzie na to ochota to zrobie to w taki sposob ze BBC bedzie o mnie mowilo. No a po fizyce wrocilem do domu, zjadlem obiad i tyle. Finito.

Niedziela
No wiec jak zwykle sie spoznilem. Tym razem na spotkanie z kuzynem, ktore mialo nastapic o 10.00 przybylem o 10.12. No ale nic, ta noc byla warta przedluzenia, tak dobrze nie spalo mi sie od dawna. Dzien byl piekny, bylo zimno, wszedzie snieg, a do tego slonce. Z kuzynem pojezdzilismy troche po miescie, pokazal mi swoj nowy aparat cyfrowy, potem pojechalismy na rynek gdzie byla WOSP, a tam spotkalismy pelno jego kolezanek, okazalo sie ze do jego szkoly chodzi dziewczyna o swojsko brzmiacym nazwisku Kaplon! I tez jest z Zakopanego! Nie ma to jak znalezc przez przypadek rodzine. Potem pojechalismy miedzy innymi do Korony gdzie spotkalismy naszego wspanialego rezysera - S. Melskiego z zona. No a potem pojechalem do domu, zjadlem obiad, poczytalem gazete i siadlem przed komputerem. Tyle.

Sobota
Wstalem gdzies tak po 9.00. Zjedlismy sniadanie, potem umylem szybko podloge i odkurzylem, potem mialem jechac do Jarka wiec tez pojechalem. U Jarka siedzialem troche na necie, ale nie za wiele rzeczy sprawdzilem (nie te ktore zaplanowalem). Ale za to wypilem troche nektaru i kawy i zjadlem cala czekolade Milka mleczna. Aha! No i rozwiazalem kilka testow seksualnych, oczywiscie we wszystkich wynik byl 3/3 - wysoki ;-) Potem Jarek rzucil haslo zeby jechac do Ster Century na "Return of the king", ale okazalo sie juz na miejscu ze sa tylko miejsca w rzedzie zaraz przed ekranem, a nastepny seans za godzine i 45 minut jest. Odlaczylem sie od radosnej grupy (Jarek, Jarek W., Tomasz K.) pojechalem do domu i zjadlem obiad. Po obiedzie pojechalem na spotkanie z kuzynem, w wejsciu do Galerii spotkalem Sylvie G., z ktora zamienilem kilka slow w czasie pol godziny, az do momentu kiedy nie przyszedl. Jak zwykle spedzilismy wieczor na wloczeniu sie po miescie bez wiekszego celu, ale bylo zarabiscie jak zawsze. :D I buty mialem przemoczone od lazenia w adidasach po sniegu przy Wroclawskiej Fabryce Domow przy Zernickiej [nie pytajcie czemu tam, ale to zadupie]. Odprowadzilem kuzyna, wsiadlem do tramwaju, przyjechalem i idac do domu spostrzeglem plamy krwi na chodniku. Okazalo sie ze jest to krew psa. Pol godziny szukalem wlascilela coraz to wiekszych kaluzy czerwonego, jeszcze cieplego plynu, ale niestety slady skrecaly prosto pod nogi grupce panow, ktorzy prawdopodobnie w ramach ekstatyczno-artystycznego uniesienia zmieniliby mi kolor twarzy na fioletowy i krzywizne mojego nosa na nieco inna niz jest, a za cale dzielo, w ramach zaplaty zadowoliliby sie moim siemensem sl45i. Ale bylaby siara z mp3 ktore tam mam... Potem wrocilem tramwajem do domu. Najlepsze bylo to ze minalem jakas pare jak szedlem za tymi sladami, a kiedy zrobilem kolko tramwajem i wrocilem do punktu wyjscia minalem ich znowu. Gosc sie na mnie dziwnie gapil. A potem w domu pouczylem sie troche chemii i poszedlem spac.

krzysztofkaplon : :