Najnowsze wpisy, strona 1


sty 09 2004 Dni wielkich zmian
Komentarze: 1

Piatek

Mialem wstac o 5.00 rano ale nie wypalilo i w sumie kosztem cudownego snu ostatecznie wstalem o 8.00 rano. Skonczylem wypracowanie, nauczylem sie polskiego, umylem pojechalem do szkoly na 10.55 swiezy, pachnacy, wypoczety, przygotowany, pelny sil, witalnosci i energii. Na matematyce kartkowka, mam nadzieje ze zrobilem 3 przyklady dobrze i jakas troja bedzie moze. Potem polski. Okazalo sie ze jakas dziewczyna z klasy PJ popelnila samobojstwo. Smutno wszystkim, ale strach nas tez oblecial co nas spotka na polskim. Na szczescie nic strasznego. Przygotowalem sie i bylem aktywny nawet. No i fajnie bylo. A potem niemiecki i "Orientierung in der Stadt". Fajnie bylo, na zadanie domowe mam napisac po niemiecku jak dojsc ze szkoly do CH Galeria Dominilkanska. I tyle. Po szkolem pojechalismy z Jarkiem do galerii, cos tam zjedlismy, pogadalismy, potem musielismy sie rozjechac, pojechalem jeszcze z nim na Zawalna na PAPIEROSA, a potem bezposrednio do domu. W domu obiad, potem przyszla kolezanka brata i bratowej, no i teraz juz moja - Aga. Posiedzielismy pogadalismy, a potem trzeba bylo uspic Patryka, a ja musialem zmyc gary. Zmylem je. Byla 20.40. No i siadlem przed komputerem.

Czwartek

Dzien w ktorym postanowilem soknczyc z bezsennoscia.
Poszedlem do szkoly jak zwykle, pp:klasowka, fizyka:doswiadczenia. Cholernie bolala mnie glowa i spytalem sie wychowawczyni czy nie pusci mnie do domu. Nie zgodzila sie bo ja sam nie bylem pewien czy tego chce. Potem polski, nie pytala, bylo calkiem znosnie, ale potem uslyszelismy ze nie chce jej sie z nami pracowac, ze kocha swoja klase, naszej nie cierpi. OK. Potem biologia, oddala kartkowke, ktora pisalem, dostalem 3+. Malo. Potem WF a na nim koszykowka, czyli stanie w jednym miejscu i walenie z lokcia w brzuch jak ktos podchodzi z pilka. Po szkole jeszcze poszedlem z Jarkiem na PAPIEROSA a potem do Zbyszka na pierogi, potem prawie od razu do domu. W domu obiad a potem... mmmm... czysta poezja.... sen.... 3 lite godziny snu, gleboskiego, milego, zyciodajnego, slodkiego... Obudzilem sie o 20.30 i siadlem przed komputerem. Mialem pisac wypracowanie z polskiego, ale do 2.00 w nocy napisalem tylko wstep. Ale w miedzyczasie grzebalem troche w Delphi i przez przypadek napisalem program do przegladania plikow jpg i bmp. Nazwalem go "Lameta Studio", mozna pobrac >>>
stad<<<.

krzysztofkaplon : :
sty 07 2004 Dwa dupiate dni
Komentarze: 2

Sroda

Wstalem wczesnie, wszystko zapowiadalo ze zdaze na chemie, ale na przystanku tramwajowym spotkalem tlum ludzi... Po okolo 20 minutach przyjechala 8-ka, podjechalem do dworca, tam poczekalem chwile na K i wsiadlem. O matko jak to sie wszystko wloklo... (miasto jest cale osniezone, jest PELNO sniegu wszedzie, tramwaje i autobusy jezdza jak chca). Na chemie oczywiscie nie zdazylem, ale nie z wlasnej winy. Potem wf na nim durna gra, potem dalej chodzilem jak nacpany, nie dzialo sie nic ciekawego, potem dopiero polski.... PJ Kuchcia [Pani Jadwiga Kucharska] ma nowy koncept : zameczy nas przez niepytanie. Nie spyta nikogo do konca semestru. Dla mnie i dla np. Jarka to dobrze, ale niektorym moze byc trudno... (Michal K.). Kiedy sie o tym dowiedzialem oczy moje sie rozesmialy i zyskalem dobry nastroj. Po polskim jeszcze wesoly niemiecki, klasowka z Wosu i zebranie kolka teatralnego. Potem mozolna jazda do domu, obiad i jazda na korepetycje. Spoznilem sie nieco a potem pomylilem autobus i wsiadlem do 145 zjezdzajacego do zajezdni. Jakis marian podszedl do kierowcy i spytal czy go nie wypusci z tego autobusu, tamten powiedzial ze nie, ale wypuscil, ja wyskoczylem za nim i uslyszalem od kierowcy cos niemilego... I wtedy stwierdzilem ze jade taksowka. Taksowkarz byl bardzo rzeczowy (nie jechalem Motyl Taxi tylko MPT), mowil konkretami o konkretach a nie wdawal sie w glupia dyskusje. I nie zapewnial mnie ze dojade napewno na czas. Od razu powiedzial ze nie zdazymy na 19.00. Spoznilem sie 4 minuty. Ale tez zaplacilem... Za takse 33zl, za korepetycje do 22 - 40 zl. Budzet sie kurczy, oj kurczy... No a po korepetycjach w nastroju neutralno-nacpanym wrocilem do domu.

Wtorek

O matko co za masakryczny dzien... Od razu po przyjezdzie w nocy z poniedzialku na wtorek sie nie wyspalem (z niedzieli na poniedzialek tez) co zaoowocowalo tym ze caly wtorek chodzilem jak nacpany, ale w negatywnym tego slowa znaczeniu. Wszystko mni meczylo, denerwowalo, w szkole nie chcialo mi sie z nikim gadac, gadalem same glupie rzeczy... No a sam wtorek rozpoczal sie pozytywnie bo zdazylem na angielski i dostalem plusa za list. Potem byl WoK a na nim klasowka, tragedia, moze bedzie trzy, nie wspomne tutaj o nieomylnym instynkcie pewnej osoby... Po WoKu geografia, na niej nudy, po geografi wychowacza, przemilczmy to. Po wychowawczej infa a na niej... sprawdzian, ale to jaki! Myslalem ze sie posram. Ale napisalem na 2 glownie dlatego ze bylem jak nacpany. Potem pomeczylem sie troche na kolku informatycznym, a potem pojechalem na spotkanie z kuzynem. Spedzilismy czas do okolo 21. Pod koniec kupilismy se chipsy serowe, matko jedyna jak to walilo, cale spodnie se nimi ufajdalem, a teraz smierdza mi serem... W domu bylem o 21.30.

krzysztofkaplon : :
sty 05 2004 Noworoczne notki :D
Komentarze: 2

Poniedzialek
Wstalem rano, nie mialem jednak na nic czasu, pojechalem do szkoly, nie spoznilem sie! Oczywiscie w tramwaju kontrola na nowy rok... Na matematykach nic ciekawego, na geografii tez, fizyka tez nudna, POLSKI!!! Wszyscy nauczyciele dali nam spokoj bo to pierwszy dzien po swietach, natomiast PJ Kuchcia PYTALA CALA GODZINE!!! To jest czlowiek... Czasem ja podziwiam, ale czasem mam jej serdecznie dosc... Odkrylem w sobie ze brakuje mi jakos... Darocha... Wiem ze moze sie to wydac dziwne ale w zeszlym roku to wlasnie zima spedzalem z nim najwiecej czasu jezdzac na Grunwaldzki, ten czlowiek badz co badz mial poczucie humoru i spiewal tak jak ja... No dobra. Na polskim mnie na szczescie nie pytala. Cud. Potem historia, tu juz nie bylo tak rozowo, okazalo sie ze mam NAJGORSZY WYNIK Z KLASY!!! Mam 14 na 78 punktow, jestem boski, nie ma chuja! Potem wF, niestety nie wzialem stroju z lublinca wiec sie tylko przygladalem nie cwiczac. A po wf-ie pojechalem na internet do pracy brata, zalozylem sobie nowe konto pocztowe, potem pojechalem do domu i tyle. Pobawilem sie z bratankiem, zjadlem obiad, posprzatalem i siadlem przed komputerem. Jestem dumny ze udalo mi sie nadrobic moje blogowe zaleglosci.

Niedziela
Jak zwykle wstalem o 12.00, zaczalem od obiadu, potem nic nie robilem, poszedlem do kosciola na 16.00, spakowalem sie i poszedlem sam na dworzec. Mialo jechac duzo ludzi wiec kupilem sobie bilet na pierwsza klase. Ale pociag sie spoznial i spoznial, mial 30 minut spoznienia. Zapowiedzieli go w koncu, wyszedlem na peron.... A tam podjechal zwykly zolto-niebieski dezel bez pierwszej klasy. Poszedlem wiec do konduktora, ktory mi wpisal ze jade druga klasa, siadlem i jechalem. Niestety okno kolo mnie sie nie domykalo bo zamarzlo wiec wialo mi troche, no ale nic... Jakos tam bylo... Tak wogole to pociag mial spoznienie bo standardowy sklad (3x pietrowy 2 klasy + 1 x zwykly 1 klasy) sie zepsul i nie bylo w nim ogrzewania. No i zajechalem do Wrocka, polazlem od razu po moje 9,10 zl ale coz sie okazalo... Pani moze mi dac tylko 7zl!!! Czemu?! Bo to z mojej winy jechalem druga klasa... Konduktor nie raczyl wpisac ze to z winy pkp nie bylo 1-szej klasy w pociagu... Nawrzeszczalem na ta kretynke i zapowiedzialem ze pojde do dyrekcji dworca i tak tez zrobie, wezme ze soba dyktafon, spodziewajcie sie relacji, nie chodzi mi tu o jakis tam 9,10 tylko o honor i sprawiedliwosc...

Sobota
Kompletnie nic sie nie dzialo, przyszedl moj brat z bratowa (ci z Wroclawia), byli u nas dosyc dlugo, bylo bardzo fajnie, pobawilem sie troche z Patrykiem i pogadalem z nimi, potem poszli do swojego mieszkania, my zostalismy sami (ja babcia mama) wiec do 19 bylaw gitara & zarcie & tv potem mialem jeszcze im (bratu i bratowej) zawiezc kilka rzeczy, bo wybierali sie do Wroclawia autem wiec mogli mi cos wziac... Pojechalem na rowerze (bylo -10C). Pech chcial ze na zakrecie sie wywalilem, nic wielkiego mi ani mojemu ladunkowi sie nie stalo tyle ze kolano mnie potwornie bolalo... Ale potem bylo juz dobrze. Dostarczylem to co mialem, wrocilem do domu, zjadlem cos, poogladalem tv i poszedlem spac.

Piatek
Dzien rozpoczalem od sniadania, potem bylo juz tylko pakowanie, bo jechalem tego dnia do Lublinca. Latalem, miotalem sie, szukalem, gubilem, znajdowalem, az w koncu sie spakowalem do konca. No i pojechalismy tylko z malymi problemami o 12.30. Wszystko bylo piekne, ale kiedy w Chabowce wjezdzalismy na Zakopianke zobaczylismy cos potwornego, korek do samego Krakowa, samochody nie jechaly prawie wogole. To byla tragedia, woda w samochodzie zagotowala sie tylko raz. Potrem juz jakos poszlo, zasnalem, obudzilem sie w Balicach na wjezdzie na A4 i nie spalem juz wogole. Zostalem komfortowo przywieziony do Miasteczka Sl, gdzie dostalem obiad od rodzicow mojej bratowej, a potem zostalem odstawiony na pociag do Lublinca. Przyjechalem do domu i zaczelo sie to co zawsze: gitara,pizza&tv. Potem sobie porozmawialem z mama i tyle.

Czwartek
1 stycznia
O matko... Wstalem chyba o 9.00 ale nie jestem pewien. Pokrecilem sie troche, wstalem, umylem, ubralem i poszedlem zjesc sniadaie. Goscie tez juz wstawali, polowa poszla do kosciola, ja nie bo bylem przekonany ze pojde wieczorem. Nastapilo uroczyste sniadanie, podczas ktorego walnalem kilka glupich tekstow, ale tego dnia to mozna... Potem wrocili ludzie z kosciola i za chwile wybrali sie na spacer. Siadlem sobie za laptopem bo mialem pewne problemy z zaladkiem, nie chcialo mi sie z nikim gadac wiec wolalem sie oddac internetowi. Niestety serwer blogi.pl siedzial i nie moglem uaktualnic swojego bloga. Przepraszam za te opoznienia. Potem goscie pojechali, zostala tylko Ewa z Lukaszem, moj brat, bratowa, tata i ja. No i dzien jakos przelecial, niestety nie pojechalismy z tata do kosciola, bo jego tez brzuch bolal i tak jak ja mial srake. No wieczorem pomylem jakies garki, cos tam posprzatalem i bylo git. Wieczorem chyba cos ogladalem w tv ale nie za bardzo pamietam...

krzysztofkaplon : :
gru 28 2003 Stary Rok
Komentarze: 2

Sroda
Sylwester
Od rana trwaly przygotowania do imprezy, pomagalem bratowej, nosilem drewno, sprzatalem, poszedlem nawet do sklepu ppo tasme klejaca i gume do zucia. Po drodze zachaczylem o kiosk gdzie dostalem niepotrzebne gazety. Potem zajmowalem sie wycinaniem z tych gazet liter, ktore przykleilem pozniej na szafie w pokoju gdzie byla glowna impreza. Byl to napis "Szczesliwego nowego roku 1972" poniewaz zabawa byla w stylu PRL. No kiedy jeszcze wycinalem to juz zjechali sie goscie, przyjechali tak: Anna B z chlopakiem Marcinem; Anna P; Anna Pk; Dorota ze znajomym Radoslawem. Osobiscie znalem juz Anne B i chlopaka Marcina oraz Anne P, wszystich z wyjazdu do Holandii. No i impreza rozpoczela sie mniej wiecej o 21, poprzedzona zostala "spacerem" po ktorym naprawde zabawa byla przednia, do tego jeszcze zaczal padac snieg i zrobil sie mroz...

Wtorek
Wstalem o 8.30 bo czekala mnie wyprawa do miasta po sylwestrowe zakupy. Wstalem zjadlem sniadanie  umylem sie i pojechalismy (ja brat bratowa). W miescie zwiedzilismy kilka punktow strategicznych takich jak targowisko, supermarket REMA 1000, sklep miesny i tym podobne. Ja kupilem petard za 52 zl, moj brat za 30, do tego jeszcze lampki na choinke - 2x 50 lampek(10zl) i jeszcze zeby nie isc z pustymi rekami wino cin&cin vermouth czerwone. Przyjechalismy z miasta, zaraz wszystko pilnie zanioslem do domu rozpracwywujac co do lodowki, co do komory (takie pomieszczenie zwane spizarnia), a co do kuchni. Potem o ile pamietam cos mnie wzielo i chyba sie wzialem za sprzatanie kuchni, dokladnie wszystko poukladalem, umylem, odkurzylem, jak bratowa to zobaczyla to malo nie padla... Ja cos sprzatam... Cud! Ale ten cud zdarza sie coraz czesciej. Potem sie chyba troche lenilem, siedzialem przed komputerem, zrobilem kilka zdjec domu trustem 770z mojego brata, potem obserwowalem ich szczegoly. A potem przyjechala siostra mojej bratowej ze swoim chlopakiem, Lukaszem. Ma on 201 cm wzrostu, jest ... niezly. Potem czas zszedl na konwersacji, a wieczorem poszlismy na browara, po browarze sie mi zrobilo calkiem wesolo, zademonstrowalem przed gosciami prosiaka, a potem moje talenty w spiewaniu. Potem poszlismy na krotki spacer, ale tylko ja chcialem isc w deszczu i po ciemku, nie wiem czemu oni tego nie lubia... No a w domu prawie od razu poszlismy spac, ja obejrzalem jeszcze "Wywiad z Wampirem". Fajny film, dobrze uczy...

Poniedzialek
Obudzilem sie stosunkowo wczesnie bo o 10.30 umylem sie zjadlem sniadanie i ... wrocilem do lozka. Lezalem tam do okolo 12.00 prowadzac pogawedke sms-owa z pewna osoba. W koncu wstalem, ubralem sie i zaczalem od ostrego sprzatania kuchni. Wszystko dokladnie poukladalem poprzesuwalem zabrudzilem wyczyscilem i ogolnie wyszlo calkiem dobrze. Kiedy moj brat&bratowa wrocili z porannego spaceru byli ze mnie dumni. A raczej z kuchni w ktorej brud juz nie chrupal pod stopami tak jak poprzednio. No a potem to juz byl obiad a na niego kartofle z kurczakiem oraz woda mineralna. Salatka sie dla mnie skonczyla to wzialem do tego banana pozniej. Potem w ramach przyplywu pozytywnych energii odsniezylem podjazd dla jeszcze jednego auta i zaczalem skrobac lod z chodnika ale mi sie znudzilo wiec pol chodnika zostalo z lodem a pol nie. Potem wrocilem do domu i napotkalem jakas chorde w drzwiach skladajacam sie z kilku pracownikow parku i gorala spiewajacego koledy. Za chwile cala grupka sie gdzies rozeszla i zostal sam goral ktory wszedl do domu i rozlozyl sie z szopka. Szopke obslugiwal sam odstawil nam swiateczny performens. Najbardziej spodobaly mi sie sceny batalistyczne, np. bitwa szatana z herodem chyba. Niezbyt to wiele mialo wspolnego z Pismem Sw. ale bylo fajne. Sfilmowalem to. Jakby ktos chcial to osobliwe dzielo niech da znac. No i potym goral poszedl a ja dorwalem sie do laptopa i siedze tak do tej pory.

Niedziela
Wstalem gdzies o 11 no i zjadlem sniadanie a potem cos tam udawalem ze sprzatam do 15.30 kiedy przyjechal moj brat&bratowa. Przywiezli duzo fajnych rzeczy ale nie dla mnie w tym laptopa na ktorym pisze te slowa. Potem pojechalismy z tata do kosciola na 18.00. Po kosciele spedzalem czas z rodzina i laptopem.

Sobota
Wstalem o 9.30!!!! No i tak niezbyt nie pamietam ale chyba nic nie robilem caly dzien, raz moze narabalem drewna. Mialem jechac na narty ale mi sie nie chcialo jakos ale glupi jestem bo teraz snieg topnieje.

Piatek
Wstalem o 10 zjadlem sniadanie i zaczalem sie krecic kolo plecaka bo mialem sie pakowac. Potem do mieszkania zwalilo sie cale moje rodzenstwo z dziecmi. Wszyscy sie tam klebilismy ja pakowalem sie az w koncu o 12 wyjechalem z tata do Zakopanego. Dojechalismy troche przed 17 bo pojechalismy autostrada troche za daleko, przegapilismy zjazd na zakopane. A potem jeszcze zatrzymalismy sie na chwile bo zobaczylismy cos niebywalego mianowicie wszedzie byly olowiane chmury i tylko nad gorami ich nie bylo. Byly oswietlone na przerazajacy pastelowy pomaranczowy. Ale to bylo ladne. Nie ma chuja. No a potem aklimatyzowalem sie caly wieczor.

Czwartek
Wstalem gdzies tak o 10 zjadlem sniadanie i ogolnie krecilem sie po domu gralem na gitarze jadlem rozne rzeczy potem byl obiad ale bylem na nim tylko ja mama babunia i tata bo cale rodzenstwo bylo w swoich domach. Obiad byl bardzo dobry po nim tez zajmowalem sie niczym, jak swieta to swieta w koncu trzeba odpoczywac nie?! No a potem udalismy sie do tesciowej mojego brata z Wroclawia na posiady i kawe. Spedzilismy tam kilka godzin a potem poszlismy do kosciola. Dopiero tym razem zauwazylem jaki ten kosciol (Oblat) w Lublincu jest ladny i wielki. I ma winde ale zepsuta. Boze o jakich ja pierdolach pisze. No i po kosciele wrocilismy do domu. Zaraz wyszedlem z psedm na dwor gdzie spotkalem moich starych kolegow Marcina i Darka, troche polazilismy pogadalismy i wrocilem do domu. No i mozecie zgadywac ze potem ... zasnalem.

Sroda
No wiadomo wigilia, najwazniejszy dzien podczas swiat. Wstalem o 9 pomagalem mamie nawet chodzilem do sklepu ale glownie zajmowalem sie przygotowywaniem pokoju na kolacje wigilijna. Zrobilem potezna iluminacje, ubralem choinke z mala pomoca brata, zalozylem zielona lampe swiecaca na sufit oraz reflektor z zarowka za 28zl swiecacy na choinke. Przez telefon poprosilem tate (wlasnie jechal z Zakopanego) zeby kupil jeszcze jedne lampki choinkowe w ktore przybralem kwiatki w domu. Do tego jeszcze jedna swietlowka na kwiatki jedna lamk z tylu kwiatkow i jeszcze jedna mala choinka stojaca kolo duzej. Akurat wszystko skonczylem kiedy zaczeli sie schadzac goscie. No jeszcze tylko odkurzanie i wszystko bylo juz ok. Kolacja rozpoczela sie o 17.30 rozlozono prezenty i wszyscy zasiedli przy stole. No byla kolacja a na nia barszcz z uszakami potem kapusta z grzybami karp i inne tym podobne pierdoly. W tym roku wigilia byla w wersji ultra-cham bo nie mielismy zastawy dla nieproszonego goscia. No a po kolacji spiewanie koled, lepiej nie mowic jak to nam wychodzilo, potem upragniony moment rozpakowywania prezentow. No a wieczorem siedzenie i zarcie. I to cala wigilia. Na pasterke standardowo nie poszedlem bo nigdy w zyciu nie bylem i nie mam zamiaru byc.

Wtorek
Aaaa nic sie nie dzialo same pierdoly jakies.

Poniedzialek
Bylem umowoiony na korepetycje na 11.00 ale obudzil mnie telefon o 9 od korepetytorki ze nie moze bo jest chora. No coz. Caly dzien to bylo lenistwo i pierdoly. Aha no i powazna rozmowa z bratem i mama. Zostalo ustalone ze dziennie bede korzystal z internetu 6 minut na uaktualnienie bloga i poczte, do tego godzina tygodniowo na gadu-gadu.

Niedziela
Wstalem mimo dobrych checi o 12 pogralem na gitarze, napisalem kilka programow na latopie 386 w TP, potem polazlem do kosciola na 16.00. W miedzyczasie moja mama znikla, okazalo sie ze odbierala brata i bratowa i bratanka z dworca bo wlasnie przyjechali. Brat cala droge na mnie nadawal podobno ze sie nie ucze itd... No dostalem reprymende, obejrzalem Lokatorow i kilka innych pozycji w TV no i poszedlem spac.

Sobota
No i zas sie spoznilem. Bylem umowiony z kuzynem na 9.30 a spoznilem sie 23 minuty, ale na szczescie czekal na mnie. Ja robilem zakupy na swieta, on mi towarzyszyl. Najpierw pochodzilismy se po Galerii Dominikanskiej potem stwierdzilismy ze trzebaby zwiedzic nowe CH Bielany Auchan. Akurat kiedy sie znalezlismy na dworcu pks podjechal stosowny autobus. Autobus wlokl sie niemilosiernie od Partynic bo byl korek na autobahnie a wszyscy przed nami sie na niego kierowali. No i po dotarciu na miejsce owe CH zachwycilo mnie swoimi rozmiarami. No i troche lazilismy tam za pierdolami, w koncu dokonalem stosownych zakopow, dla brata Iron Maiden Dance of Death dla bratowej kubek i herbata. Kuzyn kupil sobie Diablo mega pack z ktorego byl niezwykle zadowolony. Potem pojechalismy czem predzej do galerii, podeszlismy do hali targowej, tam kupilem maskotke --> krecika dla bratanka. No i kalendarz dla babci i grzechotke dla bratowej z holandii. Ale nie taka zwykla lecz taka z bambusa, ona ma tam jakas swoja nazwe ale nie pamietam. Ta grzechotka to pomysl kuzyna (obrazilby sie gdybym tego nie napial). Potem a agonii pospiechu pojechalem do domu spakowalem sie i pojechalem aby zdazyc na pociag. PKP zmienilo rozklad i teraz moj ukochany pospieszny nie jest o 16.40 tylko o 16.10. No ale zdazylem, w pociagu mialem bardzo fajny przedzial, jechalem z jakimis dwoma paniami, nie konwersowalismy. Panie byly senne, na drodze consensusu zgasilismy swiatlo i udali w objecia Morfeusza... Jak zwykle obudzilem sie za Opolem, kiedy pociag wjezdza spowrotem na krzywe tory. Do Lublinca obserwowalem co sie dzieje za oknem. No i przyjechalem bez zadnego spoznienia, jak pan Bog przykazal o 18.04. Na dworcu czekala na mnie Mama ktora odciazyla mnie nieco z betow ktorymi bylem objucznony. W domu czekala na mnie moja ukochana pizza. Spozylem ja, powiesilem firanki, tak jak mnie o to mama prosila i oddalem sie gitarze&tv. Byl final baru, wygral Maciek. Szkoda, jak dawal mi autograf to wygladal na smutasa i lekkiego buraczka. I taki jest rozmemlany, Fryta powinna wygrac. No i jeszcze byly Miodowe Lata. No i poszedlem spac.

Piatek
No i jak zwykle spoznilem sie do szkoly prawie godzine. Mimo ze nie czekala mnie w tym dniu zadna nauka ani sprawdzanie zadan domowych to jednak znowu nie udalo mi sie wstac. Po prostu glupio mi juz patrzec w oczy katechetce poniewaz zawsze spozniam sie albo wogole nie przychodze na jej lekcje. No nic. Na jednej religii na ktora przyszedlem byla zabawa integracyjna polegajaca na tym ze kazdy zakladal wlasna kartke ktora potem puszczal po klasie i kazdy mial na niej napisac albo zyczenia albo cos pozytywnego o tej osobie. Fajna ta zabawa, czasem tylko nie ma czego napisac coniektorym.... No i potem na angielskim pani Slepecka puscila nas do przystrajania klasy na wieczerze wigilijna. Ja zajmowalem sie dzwiekiem i swiatlem, oczywiscie gwozdziem programu byly animacje z
http://www.happytreefriends.com wszyscy sie na to gapili jedni z obrzydzeniem inni ze smiechem, w sumie fajnie bylo. Potem dawanie prezentow i zyczenia i wyzera. Nie ma chuja kocham swoja klase, nie zmienilbym was na zadna inna chyba ze bede zmuszony. No i po wigili po zlozeniu zyczen trzydziestukilku osobom pojechalem do domu gdzie trwaly goraczkowe przygotowania do kolejnej wigili tym razem w gronie pracownikow katedry geodezji i fotogrametri przy AR we Wroclawiu. No i do tego z moja bratowa mna i bratankiem. Przywiozlem ze szkoly okolo 6kg ciastek ktore zostaly na wigili. Okazalo sie ze bratowa przywiozla jeszcze wiecej po wigili w jej pracy, tez szkole. Posiedzialem chwile, poszedlem wyslac jakies listy bo prosila mnie o to bratowa a potem pojechalem na szybkie spotkanie z kuzynem, chodzilismy okolo godziny po sklepach, potem pojechalem na wlasciwa wigilie w domu ktora zaczynala sie o 18.00. Spoznilem sie okolo 30 minut ale pokazalo sie ze jak na razie sa tylka : moj brat, bratowa, Patryczek, ciocia Aga i Ja. Ale na szczescie cala reszta dotarla bez jednej osoby pozniej. W sumie okolo 19.30 byl juz pelen sklad czyli ja brat bratowa bratanek ciocia Aga, Krzyszof K. z zona Izabella oraz Adam, wszyscy z pracy od brata. No i wigilia byla bardzo fajna, zarcia bylo pelno, bratowa przyniosla kilka kilo ciastek, ja kolejne kilka kilo, do tego przygotowali pelno swoich potraw jakichs karpi pierogow, no i kazdy kto przyszedl przynisl tez pelno zarcia... Zamiast 12 wymaganych dan bylo chyba 29, jedynym slabym punktem byly napoje bezalkoholowe ktorych bylo za malo i o 23 musialem isc na stacje benzynowa zeby dokupic male conieco. No i wigilia zakonczyla sie okolo polnocy, potem jeszcze bylo zmywanie i sprzatanie do 1 w nocy. Czysta przyjemnosc.

 

krzysztofkaplon : :
gru 18 2003 Fryta :(((((((((
Komentarze: 2

Fryta odpadła :(((((

krzysztofkaplon : :