Niedziela
Ludzilem sie ze bedzie inna niz wszystkie ale w sumie to byla taka sama jak kazda. Wstalem jak zwykle o 12.30. Chcialem o 8.00 ale nie wypalilo. Ten czas jakos tak przelecial do 15.30 kiedy trzeba juz bylo wychodzic do kosciola. Byla msza za moja ciocie, kuzyna, inna ciocie i jeszcze kilka osob. Siedzialem dosyc blisko oltarza, ksiadz non-stop gapil sie na moja fryzure. Lubie to. Po kosciele to samo co zawsze czyli pakowanie na ex no i wyjscie na pociag. Kiedy juz siedzialem stwierdzilem ze boli mnie glowa i nie chce mi sie robic lekcji ale wystawilem ja przez okno i ozywczy snieg przy temperaturze -3C i predkosci 80km/h zrobil swoje. Juz mnie nie bolala. Ale wypas byl normalnie. Jak zwykle jechalem 1 klasa (usprawiedliwiam to sobie tak ze w sobote rano jade osobowym, a moglbym pospiesznym wiec oszczedzam kase ktora potem wydaje na 1 klase zeby nie jechac w dwupietrowym pociagu z drewnianymi oknami). Rozlozylem se siedzenie jak prawdziwy burzuj (jechalem sam), wyciagnalem se nogi, oparlem rece, zgasilem swiatlo, zapalilem lampke nad siedzeniem i uczylem sie biologii. Pol tabelki hormonow mi weszlo do glowy zanim nie dojechalismy do Wroclawia. Kiedy wysiadlem z pociagu jak zwykle poszedlem kupic bilet na bagaz za 2 zl, pojechalem tramwajem do domu. Wysiadlem dwa przystanki wczesniej bo musialem isc do bankomatu. Zaintrygowal mnie dziwny dzwiek, dlugi, jednostajny, jak tarcie metalu o metal. Nie byl wcale glosny ale bardzo stabilny. Mysle sobie, no coz wlaczyla sie gdzies syrena abo cos no i tak jest. Ale z kazda chwila dzwiek stawal sie silniejszy, z kazdym krokiem coraz bardziej zdawalem sobie sprawe ze to gdzies niedaleko mojego mieszkania. Bylo gorzej niz myslalem. Mialem nadzieje ze to syrena na dworcu towarowym abo co, potem jak juz sie tam zblizylem pomyslalem ze billa lub lidl sie pali i wlaczyla sie syrena. Nic bardziej mylnego. Otoz, syrena wyla oczywiscie na... sasiednim domu. Kiedy dochodzilem do domu musialem zatykac uszy, to bylo nie do zniesienia. Patryk musial zasypiac w moim pokoju, bo w nim najmniej bylo slychac. Na szczescie po 40 minutach wycia ktos ucial kabel. Uf, co za ulga.
Sobota
Udalo mi sie zdazyc na osoboszczaka o 6.30. Cala droge spalem i w koncu zajechalem do Lublinca. Zjadlem sniadanie, przekiblowalem do obiadu, pomoglem mamie odkurzyc, a potem poszedlem do Pani Psycholog. Bylo bardzo fajnie, jak zwykle sie okazalo ze jestem doskonaly, tylko musze zmienic jedna rzecz. Po Pani Psycholog wrocilem do domu, siedzialem jak debil przed tV, potem postanowilem umyc se buty. Byly tak brudne ze az sie ich wstydzilem. Na szczescie po 30 minutach szczotkowania mydlem "Bialy Jelen" brud zszedl. Uf. Przytocze tutaj cytat, ktorego aktualnie staram sie nauczyc Patryka: "Szczota, szmata i frotera - zrobia z ciebie bohatera!". Niestety w poczatkowej fazie nauki pomylilem wyraz frotera z puciera i Patryk uczyl sie mylnej wersji. Wiec -> Frotera to cos do froterowania, puciera to uzadzenie uzywane do produkcji nielegalnego w UE sera zwanego oscypkiem. Poszedlem spac o 23 po wybrzdakaniu melodii z Pocahontas i Krola Lwa.